czwartek, 20 września 2012

6.



Lecz po raz kolejny… 


Jednak jego przeczucia się sprawdziły. Zarówno rodzice, jak i siostra ukrywali przed nim stan zdrowia mamy.
Wiedział, że to piękne i szlachetne z ich strony, że nie chcieli go martwić widząc, że jest w nie najlepszej kondycji, ale nie mógł pozbyć się tej odrobiny rozgoryczenia, która jak zwykle, pojawiła się znienacka i zaczęła go męczyć.
Utkwił wzrok w rozgwieżdżonym niebie, szukając w nim jakiegokolwiek pocieszenia.
Jednak gwiazdy pozostały nieme, chłodno i egoistycznie świecąc dla samych siebie, zupełnie nie przejmując się problemami odległych im istot.
Były niesamowicie piękne, ale niedostępne.
Obojętne tym rodzajem obojętności, którego mu brakowało, a którego ostatnimi czasy pragnął z całego serca. By nie musieć cierpieć. By nie obwiniać się za to, że niczego nie może zrobić nawet dla własnej matki…




…zwyczajność okazała się być ciężarem.


Ani on, ani pozostali nie wracali już do tego tematu. Wszyscy postanowili cieszyć się tym, że mogą przez chwilę być razem, jak przed laty; bawiąc się i wygłupiając do późnej nocy, zajadając smakołyki przygotowane przez mamę i siostrę Heechula i po prostu odpoczywając.
Potrzebował tego. Chwili beztroski, która pozwoli mu nabrać sił. Może nie na długo, ale na pewno na jakiś czas.
Przez krótki czas mógł znów poczuć, że jest wolny od wszystkiego, co go przytłaczało.
A myśl o powrocie do Seulu z każdą kolejną godziną zaczynała napawać go jakimś dziwnym rodzajem smutku.
Nie miał jednak pojęcia czy była to jedynie niechęć związana z opuszczeniem rodziców i rodzinnego miasta, czy też kryło się za tym coś jeszcze… odpychał od siebie te myśli jak natrętne muchy powtarzając sobie, że to nie jest istotne, że przecież jakoś to będzie…
Przekonując samego siebie, że tym razem nie pozwoli na to, by coś go przytłoczyło.
Wierzył to naprawdę mocno.
Przez chwilę.
Dopóki nie znalazł się na dworcu sam, wyglądając pociągu do stolicy i ściskając w ręce duży pakunek, który jeszcze przed momentem wręczyła mu mama, prosząc, by podzielił się zawartością z przyjaciółmi z zespołu.
- Mamo, wiesz, że zjem to sam… - przypomniał sobie własne słowa i karcące spojrzenie rodzicielki.
- Ani mi się waż. Zadzwonię potem do któregoś z nich, żeby sprawdzić czy się podzieliłeś!
Uśmiechnął się delikatnie, spoglądając na tory.
I nagle, jego spokojny wcześniej umysł, przeszyła pewna myśl. Myśl, która od jakiegoś czasu pojawiała się w takich sytuacjach. I któremu towarzyszyło dziwne pragnienie… przekroczenia dozwolonej linii.
Wskoczenia na tory. I oczekiwania na rozpędzony pociąg, który miał pojawić się lada moment.
Nie rozumiał tego pragnienia i wiedział, że jest bezsensowne, ale nie mógł się od niego dostatecznie uwolnić. Szczególnie teraz miał nieodpartą ochotę zrobienia jeszcze paru kroków do przodu i czekania na to, co się stanie.
Ale to nie tak, że chciał umrzeć, chociaż wiedział, że właśnie do tego by to zaprowadziło.
Po prostu chciał tam stanąć wiedząc, że nie zdoła uciec. Twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. Z nieuniknionym.
Tak po prostu.
Przymknął oczy. I cofnął się na bezpieczną odległość w duchu dziękując samemu sobie, że jest w stanie to kontrolować. I bojąc się, że kiedyś stanie się to niemożliwe…
… jak w dzieciństwie. Gdy nie mogąc oprzeć się pokusie, otworzył drzwi od samochodu na środku drogi, chcąc z niego wyskoczyć. Wtedy też ta myśl pojawiała się tak nagle. I któregoś dnia po prostu stracił nad nią kontrolę…
Wtedy nic się nie stało, jego siostra zareagowała błyskawicznie.
Ale teraz był sam… sam ze swoimi myślami, z dzikim, nieokiełznanym umysłem, którego czasem najzwyczajniej w świecie się bał…




Nie wiedział, że ktoś chce ten ciężar z niego zdjąć… 


Fanmeeting zakończył się, jak zwykle, sukcesem i cały zespół mógł przez chwilę odetchnąć, rozwalając się na przygotowanych wcześniej kanapach bądź krzesłach i planując krótką drzemkę lub – ewentualnie, jak Siwon, wykonać kilka telefonów.
- Do kogo dzwonisz, Siwonie?
- O, hyung – Choi spojrzał na uśmiechniętego lidera – do Heechul hyunga, jak co dzień.
- Robisz to każdego dnia? – wtrącił się Yesung, kręcący się dookoła w poszukiwaniu suchego ręcznika.
- Oczywiście, wy nie?
Reszta pokręciła głowami.
- Nic więc dziwnego, że mówi ostatnio takie dziwne rzeczy… - skwitował Siwon.
- Jakie, na przykład? – Donghae podniósł wzrok znad magazynu, który właśnie przeglądał i skupił go na twarzy kolegi.
- Że go nie potrzebujemy… że nigdy go nie potrzebowaliśmy.
- Nonsens – rzucił Ryeowook – przecież powtarzaliśmy mu tysiąc razy, że nie ma racji.
- On uważa, że to tylko czcze gadanie – Siwon spojrzał na mrugający wyświetlacz telefonu – o, oddzwonił. Wybaczcie, ale serio chcę z nim porozmawiać – zwrócił się do przyjaciół – Tak, hyung? Poczekaj chwilę… - zasłonił dolną część aparatu – pomyślcie trochę nad tym, okej?




Że ktoś stara się zrozumieć… 


Cisza panująca w pomieszczeniu zdawała się huczeć bardziej od jakiegokolwiek hałasu. Irytowała i przeszkadzała, nie pozwalając się skupić.
Ale przerwać jej nikt nie miał odwagi. Więc przez dłuższy czas kilku mężczyzn spoglądało na siebie w milczeniu, usiłując znaleźć odpowiednie słowa, by móc zacząć rozmowę. By nie wydać się za poważnym ani zbyt wielkim lekkoduchem. Aby trafić w sedno sprawy.
- Dobra, chłopaki, właściwie to tu nie ma się nad czym zastanawiać – pierwszy odezwał się lider widząc, że reszta raczej nie wyjdzie z inicjatywą – tylko działać.
- Jak? – padło pytanie.
- Co możemy zrobić, skoro nawet nie wiemy, co się dzieje? I czy to coś poważnego, czy tak tylko, przejściowo…
- Gdyby to było przejściowe, to już by mu przeszło.
- Przecież nie zaczniemy nagle zasypywać go telefonami i wiadomościami, bo pomyśli, że sobie z niego żartujemy.
- Najpierw powinniśmy ogarnąć, dlaczego chodzi taki struty, a dopiero potem robić coś w tym kierunku.
- Tak, ale nie możemy przecież siedzieć z nim non stop, mamy swoje zobowiązania…
- Ktoś przecież zawsze zostaje…
- No to skoro zawsze ktoś jest, to dlaczego… dlaczego wszyscy go olewamy? Bo przecież olewamy. Mniej lub bardziej, w taki lub inny sposób, ale jednak…
W pomieszczeniu ponownie zaległa cisza; i tylko zza drzwi słychać było spokojny głos Siwona rozmawiającego przez telefon.
- Wiesz, jesteśmy ludźmi, też czasem chcemy pobyć w samotności i odpocząć.
- To nie zmienia faktu, że raz na jakiś czas…
- Zresztą on chyba nie chce z nami przebywać. Zachowuje się, jakbyśmy irytowali go samym naszym istnieniem.
- A to nie jest akurat normalne?
- No nie wiem…
- Dobra, to co robimy? Leeteuk hyung, jakieś pomysły?
- Ja… nie wiem. Obserwujmy go? Bądźmy przy nim?
- Niby jak, przecież mieszkamy na różnych piętrach…
- Ostatnio mówił, że chciał obejrzeć tę dramę z Sulli…
- Ach, chcesz ją obejrzeć razem z nim, Wookie? Dobrze. O to chodzi. O takie drobiazgi.
Drzwi do sali nagle się otworzyły, ukazując stojącego w progu managera.
- Leeteuk, mogę cię prosić na moment? – zapytał.
- Jasne – lider odwrócił się jeszcze na moment do kolegów. – Obserwujcie go i jakby coś się działo, informujcie mnie, okej?
Wszyscy pokiwali głowami i odprowadzili Jungsu wzrokiem.
- Nie mówcie mu niczego, co by go naprawdę mocno zmartwiło – odezwał się, dotychczas milczący Hyukjae – jest wystarczająco przybity myślą o wojsku.
- Uważasz, że stanie się coś takiego, Hyuk? – Donghae położył mu rękę na ramieniu – Wiesz coś, czego my nie wiemy?
Eunhyuk rozejrzał się po twarzach przyjaciół. Czy oni naprawdę nie kojarzyli faktów? Naprawdę nie rozumieli, co zaczyna się dziać z ich przyjacielem…?
Westchnął i pokręcił głową.
- Po prostu nie męczcie Leeteuk hyunga. Ja się tym zajmę.




… płaczącego mężczyznę. 


Musiał pokazać im, że wszystko jest w porządku. Zresztą, ostatnio naprawdę było w porządku. W miarę…
Siedząc przy stoliku, powoli rozpakował jedzenie przygotowane przez mamę. Uśmiechnął się widząc, że zapakowała wszystko tak, że nie będzie miał problemu z podzieleniem wszystkiego na pół. Ba, nawet na trzy części – w końcu jemu też należała się specjalna porcja.
Nie zastanawiając się dłużej, skierował swoje kroki do kuchni i schował smakołyki w lodówce. Spojrzał na zegar zawieszony na ścianie.
„Ktoś powinien już być na dole…”
Nie spiesząc się, zszedł na jedenaste piętro i starając się pozostać niezauważonym przez Kyu, oglądającego coś w telewizji, przemknął przez korytarz. Zostawił wszystko na stole w kuchni i wrócił do siebie.
Kładąc się na łóżku, poczuł się nagle strasznie zmęczony. Raczej nie podróżą ani czymś podobnym. Zmęczony myślą, że, począwszy od jutra, znów będzie spotykał tych samych ludzi i prowadził z nimi tak samo nudne rozmowy. Że będzie musiał po prostu wśród nich przebywać. Choć tak naprawdę sam był dla siebie wystarczająco męczącym towarzyszem. I nie potrzebował innych, nie chciał innych towarzyszy.
Jedyne żyjące istoty, które nie sprawiały, że jego serce stawało się naprawdę ciężkie, były jego koty, które widząc znużenie swojego właściciela, ułożyły się obok niego, delikatnie się o niego ocierając.
Zasnął ukołysany przyjemnym mruczeniem.

poniedziałek, 3 września 2012

5.


Czasem szuka także ciepła.


Łóżko było na tyle duże, by obaj mogli spokojnie się na nim ułożyć, nie przeszkadzając sobie nawzajem, ale także na tyle małe, by wyczuć miłą obecność drugiej osoby.
Trzydziestoletni mężczyzna ułożył się wygodnie, pozornie nie zwracając uwagi na swojego przyjaciela. Przymknął powieki i przez moment po prostu nasłuchiwał, wyłapując pojedyncze dźwięki.
Po chwili łóżko zatrzęsło się odrobinę pod wpływem gwałtownego nacisku kolejnych kilogramów.
W pomieszczeniu przez dłuższy czas panowała zupełna cisza; nie tykał nawet zegar.
„Wreszcie padły baterie, jak dobrze.”
Jedynie cichutki i miarowy oddech kogoś innego zdradzał, że oprócz niego samego w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze.
„Czyżbyś już zasnął, Donghae?” – pomyślał i obrócił się na drugi bok, powoli otwierając oczy i napotykając wpatrzone w niego ciemne tęczówki. Uśmiechnął się delikatnie.
- Bo się jeszcze we mnie zakochasz bez pamięci… - ostrzegł, nie szczędząc ironii.
- Mogłeś ostrzec, zanim zacząłem się gapić, wiesz? – rzucił niby z wyrzutem – Teraz nie ma już dla mnie ratunku – pociągnął nosem i przytulił się do poduszki, którą jeszcze chwilę wcześniej Heechul miał pod swoją głową.
- Głupek – pstryknął młodszego przyjaciela w czoło i korzystając z faktu, że tamten rozmasowuje sobie bolące miejsce, wyrwał mu swoją własność.
- Wiedziałem, że mnie nie kochasz… - ciągnął Hae, najwyraźniej doskonale się bawiąc i zachowując się, jakby w ogóle nie był zmęczony. Heechul widział jednak, że walczy ze znużeniem i opadającymi powiekami i nie rozumiał, dlaczego jego młodszy kolega zamierza kontynuować tę pozbawioną sensu paplaninę.
- Jak to nie kocham? Myślisz, że pozwoliłbym jakiemuś przypadkowemu mężczyźnie spać w swoim łóżku?- Donghae zaprzeczył i przetarł oczy. – Idź spać – nakazał, odwracając się od niego plecami.
- Dzisiaj nie śpię, dzisiaj opowiadam ci, co u nas słychać.
- U nas?
-No, u nas w zespole.
- Jak chcesz, ja zamierzam zaraz zasnąć – starszy udawał, że jest obojętny na słowa dongsaenga. W rzeczywistości pragnął dowiedzieć się, co zmieniło się, odkąd ostatni raz sprawdzał, jak sobie radzą.
I słuchał. Przez całą, spokojną noc słuchał niskiego głosu, przedstawiającą mu wszystkie wydarzenia kilku ubiegłych tygodni.
Przerwał mu tylko raz. Wysłuchawszy o wszystkich trudnościach, z jakimi zmagali się pozostali, o dręczących ich problemach, o niepewności, jaką niosła im najbliższa przyszłość… poczuł się tak beznadziejny ze swoim dziwnym nastrojem, z wyolbrzymianiem każdej głupoty, że nie mógł tego znieść. To nie on powinien być teraz zatroskany i smutny… nie, kiedy wszyscy inni mają ku temu lepsze powody a i tak tryskają optymizmem.
To nie tak powinno wyglądać.
- Donghae…?
- Tak?
- Chyba muszę wziąć się w garść.




Chcąc uwolnić się od duchowych dręczycieli.


Codzienne wstawanie z łóżka wciąż wiązało się z ogromnym wysiłkiem, jednak za każdym razem przypominał sobie historie opowiadane tamtej nocy przez Donghae i to właśnie one powodowały, że chciał starać się bardziej. Chciał pokazać, że chociaż w pewien sposób od nich oddzielony, wciąż jest częścią grupy facetów, którzy są naprawdę silni; których słabości i niepowodzenia są po prostu kolejną z dróg samodoskonalenia.
Wychodził z dormu, nucąc pod nosem wesołe piosenki i z całych sił wmawiając sobie, że tego dnia wszystko pójdzie po jego myśli i że wcale nie jest tak źle, jak mu się wydawało.
Uczył się ignorować ciemne zakamarki swojego serca.




Próbując zwyczajnie dobrze się bawić.


Propozycja wyjazdu do Busan, w sobotni poranek niemal poderwała go na nogi. Tym bardziej, że wyszedł z nią jego kuzyn, który zazwyczaj kontaktował się z nim, gdy planował dobrze się zabawić. A nie mogło być dobrej zabawy bez Kim Heechula. Nawet jeśli to był nieco przygaszony Kim Heechul. Ale przecież jego kuzyn potrafił rozruszać nawet tych, którzy wcześniej wcale nie mieli chęci na imprezowanie, więc na pewno rozrusza też jego. Na pewno.

W pośpiechu spakował najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedł na ulicę tak, jak stał, w piżamie. Jak szaleć to szaleć. Może i wyglądał idiotycznie, w tych śmiesznych spodenkach i bluzce w dziwne roboty, ale kogo to obchodziło? Jechał do Busan, odpoczywać, a nie do Mediolanu na pokaz mody.




Myślał, że być może odnalazł spokój.


Już dawno nie czuł się tak lekko. Mógł skakać, biegać i drzeć się w niebogłosy, wylewając alkohol na podłogę i jeść chipsy pełnymi garściami, nie martwiąc się zupełnie o nic.
- Heechul-ah! Piwo się skończyło! – zawołał jego kuzyn z drugiego końca pokoju, machając pustą puszką i śmiejąc się bez sensu.
- Moje jeszcze nie! – odkrzyknął i na dowód tego pociągnął ogromny łyk, po czym niemal zatoczył się do telewizora i odszukał leżący nieopodal mikrofon. – Ej, pośpiewajmy sobie!
- Głupku, nie ma piwa!
- To po nie idź!
- Ty jesteś chyba mniej nietrzeźwy – ocenił kuzyn, łypiąc na niego jednym okiem – Chyba, że się mylę i serio oprócz mnie i ciebie jest tu jeszcze jeden ty…
Heechul zaśmiał się gardłowo i wręczył mikrofon towarzyszowi zabawy.
- Zaraz wracam. Tylko nie jedz moich chipsów!
- Podpisałeś je, że mówisz, że są twoje?! – kuzyn podniósł głos.
- Polizałem każdego chipsa z jednej strony – odparł, mocując się z założeniem butów i spoglądając, jak jego kuzyn pochyla się nad stołem.
- Faktycznie… śmierdzą jak twoja gęba.
- Sam śmierdzisz – odgryzł się idol i jakimś cudem wydostał się na zewnątrz.
Chłodnawe, wieczorne powietrze sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej zamroczony. Miał jednak do wykonania ważną misję, więc wyprostował się i ruszył w głąb ulicy, chwiejąc się tylko odrobinkę.
- Głupi mózgu, a spróbuj tylko mi wyskoczyć z jakimiś głupimi myślami, to pożałujesz – wygrażał się sam sobie pod nosem.




Że zły czas stał się jedynie gorzkim wspomnieniem.


Od tamtego dnia wszystkie kolejne wypełnione były spotkaniami. I już prawie w ogóle nie przebywał nigdzie w samotności; zawsze towarzyszył mu jeszcze ktoś, kto wymagał poświęcenia mu uwagi.
Mężczyzna był zadowolony z takiego obrotu spraw, gdyż wszystko wydawało się iść gładko i czas płynął mu tak szybko, że nie miał nawet ochoty zajmować się myśleniem o sobie, a jeśli już, poświęcał się zajmowaniu raczej swoim ciałem niż duszą.
Zabiegany, głośny i żywy jak zazwyczaj nie zauważył, że tak naprawdę wszystkie te spotkania i tygodnie spędzone na przysłowiowym „korzystaniu z życia” były tylko kolejną z ucieczek, jaką nieświadomie podjął, a która wydawała się jednak być ucieczką skuteczną.




Że znów pełen sił i odwagi zmierzy się ze zwyczajnością.


Zapragnął pojechać do domu mimo, iż był tam jeszcze niedawno.
Ale po prostu musiał tam pojechać. Do miejsca, z którego pochodził, w którym wciąż mieszkali jego rodzice. Chciał im pokazać, że o nich myśli – oczywiście, równie dobrze mógł do nich zadzwonić, ale przecież nic nie zastąpi spotkania twarzą w twarz.
Dzień przed wyjazdem, tuż po wyjściu z miejsca odbywania służby, ochoczo wybrał się po prezenty dla rodziców. Długie godziny spędzał na zastanawianiu się, która sukienka bardziej spodoba się jego mamie i czy tata zechce zamienić swój ulubiony, ale mocno przechodzony garnitur na nowy.

Jak się później okazało, nie tylko on postanowił w tych dniach zażyć rodzinnego ciepła – jego starsza siostra też tam była. Heechul cieszył się z takiego obrotu spraw, ale był jednocześnie nieco zaniepokojony obecnością Heejin w domu.
- Noona – zapytał ją, kiedy w ciepłą, sierpniową noc, siedząc na ganku, pochłaniali kolejne kawałki arbuza – nie mówiłaś ostatnio, że szukasz nowych pracowników i nie możesz się wyrwać z Seulu nawet na moment? – zmarszczył brwi widząc, że jego siostra, mimo iż nie przełknęła jeszcze poprzedniego kęsa, wgryza się w soczysty miąższ.
Zbierała myśli. A więc było coś, co ją zaniepokoiło…
- Noona, powiedz mi. Co się stało, że tu jesteś…?
- Nic takiego, Heechul-ah – odparła w końcu. – Mama ostatnio nie czuła się za dobrze, więc postanowiłam jej pomóc… ale to nic takiego, serio.
- Mama… źle się czuła… i według ciebie to nic takiego? – mężczyzna spiorunował kobietę wzrokiem, żądając odpowiedzi, chcąc, by powiedziała mu wszystko, co wie na ten temat.
- Daj spokój, to pewnie przez te upały… a mama nie ma już dwudziestu lat – Heejin wypowiadała kolejne zdania, w ogóle nie spoglądając na brata – teraz tak będzie coraz częściej…
- Mama jest jeszcze młoda – zaprzeczył stanowczo – musisz coś przede mną ukrywać.
- Dochodzisz do dziwnych wniosków. Jesteś jakiś przewrażliwiony ostatnio – kobieta podniosła się z miejsca i zabrała talerze z pozostałościami po skonsumowanym owocu – nic jej nie jest – powtórzyła, zanim zniknęła w głębi domu i zostawiła Heechula sam na sam z nocnym niebem, w które wpatrywał się jeszcze przez długi czas, myśląc o wszystkim tym, co usłyszał od siostry i co sam zdążył zaobserwować.
- Heechullie, synku, chodź do środka, zmarzniesz… - ciepły, nieco chropowaty, kobiecy głos wydobył się po jakimś czasie z ciemności.
- Śpi? – dołączył do niego głęboki, męski.
- Tak… - odpowiedziała kobieta – przynieś jakiś koc, to go przykryję. Niech tu sobie śpi, musiał się bardzo martwić, że tak się tu zasiedział…
- Jak wtedy, kiedy był mały – przytaknął jego ojciec i poszedł szukać koca.
Tymczasem mężczyzna wcale nie spał, postanowił się jednak z tym nie zdradzać. Bardzo mocno chciał, żeby matczyne ręce, jak to miały w zwyczaju, znów odsłoniły kosmyki z jego czoła i by spoczął na nich delikatny pocałunek na dobranoc.
Nie musiał długo czekać na ten gest.
- Aigoo, mój Heechullie… - matka wierzchem dłoni pogładziła jego policzek – jesteś taki zmęczony ostatnio i taki zatroskany… jak mogłabym dokładać ci jeszcze więcej smutków, skoro masz tam u siebie ciężki czas…? – przykryła go kocem i ucałowała.
Nie wiedziała, że gdy zasunęła za sobą drzwi, w bladym świetle księżyca zabłyszczała pojedyncza łza.