środa, 3 grudnia 2014

13

Witam! Wróciło mi się po ponad roku, któż by się spodziewał? ^^;; Jeszcze niedawno wydawało mi się, że już żadnego fika nie napiszę, że zupełnie straciłam do tego serce, a tu proszę, coś tam nabazgroliłam... nie jest może zbyt długie i prawdopodobnie stylistycznie i merytorycznie też pozostawia wiele do życzenia, ale z jakiegoś powodu straszliwie chciałam się tym z wami podzielić
Ok, już nie marudzę, tylko zapraszam do czytania. Acha! Nie mam pojęcia, kiedy następna część... może za rok? :DDDDD (oby nie omg)



Ale i tak w końcu zmęczenie bierze górę i płaczący słabnie


— Cześć, hyung — przywitał go Donghae, gdy tylko pojawił się w pokoju tuż nad ranem. Machnął mu tylko przyjaźnie ręką, po czym rzucił się na łóżko. W głowie wciąż szumiało mu od nadmiaru alkoholu i głośnej muzyki, która wypełniała bar karaoke oraz w najpopularniejsze kluby w Hongdae. Nie spał od trzech dni i nic nie wskazywało na to, żeby ten stan rzeczy miał się zmienić. Na dodatek nogi drżały mu tak mocno, że ledwie na nich stał, a przez całą drogę do pokoju miał wrażenie, że podążają za nim jakieś cienie.
— Weź chociaż prysznic, hyung — usłyszał ciepły głos przyjaciela.
— Potem — jęknął, przytulając się do swojej ulubionej poduszki i przykrywając kołdrą. Miał nadzieję, że po dwóch przebalowanych dobach w końcu będzie w stanie zasnąć. Niczego w tej chwili nie pragnął bardziej jak tych kilku godzin, w czasie których jego organizm będzie w stanie zregenerować się przed kolejnym tygodniem służby.
Jego życzenie nie zostało jednak spełnione; godziny mijały, a on wciąż leżał na łóżku zupełnie rozbudzony. Dochodzące zza drzwi odgłosy również nie pomagały mu zasnąć. Z każdą minutą rosła jego irytacja i gdy tylko tuż obok jego twarzy pojawił się Heebum, który nagle wyglądał jak puma szykująca się do ataku, Heechul dość agresywnie zrzucił go z łóżka, zupełnie nie żałując tego, co zrobił. Gdy Donghae, martwiąc się o niego przyniósł mu szklankę gorącego mleka, rozbił ją, rzucając nią o ścianę. Był pewien, że to spisek i ten facet z twarzą łososia chce zrobić mu krzywdę. Tylko dlaczego Hae nagle zamienił się w gościa z głową łososia? Czyżby miał halucynacje? No chyba, że nie i że faktycznie był przybyszem z innej planety, a ci tutaj, puma i mężczyzna, chcieli go zgładzić. Nie mógł dać im tej satysfakcji, pragnął zaatakować pierwszy.
Nienawidził wszystkiego i wszystkich. Miał ochotę zmieść każdego z powierzchni Ziemi. Porozrywać na strzępy, zniszczyć, zabić i… w końcu porządnie się wyspać bez wspomagania magicznych białych tabletek.
Obiecał sobie tydzień wcześniej, że spróbuje je odstawić… musiał to zrobić, ponieważ zaczął się ich bać. Za każdym razem, kiedy spoglądał na szklaną buteleczkę, nachodziła go dzika ochota, by połknąć je wszystkie. Zdawały się do niego mówić, zachęcać, nęcić, by zażył je co do jednej. Powstrzymywał się przed tym resztkami silnej woli. Wiedział, że gdyby mu się nie udało, konsekwencje byłyby okropne, a mimo to wciąż coś ciągnęło go do tego malutkiego opakowania i jeszcze mniejszych tabletek.
— Dobra, hyung, koniec tego dobrego — Kangin bez zastanowienia usiadł na jego łóżku i zrzucił z Heechula kołdrę — albo weźmiesz te pieprzone tabsy na sen, albo pakuję cię do samochodu i jedziemy do szpitala.
— Nie chcę tabletek — zaprotestował Heenim słabym głosem, kopiąc młodszego kolegę w plecy — spadówa.
— Gówno mnie obchodzi, czego chcesz — głos Kangina brzmiał poważnie — masz iść spać i nie obchodzi mnie, jaką metodą. Wstawaj. Wychodzimy.
— Wypierdalaj stąd, jebany dziwkarzu — warknął Hee, wyobrażając sobie, że właśnie morduje swojego przyjaciela. Był wściekły. Czy ci wszyscy ludzie przestaną go kiedyś męczyć?
— Nie wyjdę. Chyba, że z tobą. Decyduj. Tabletki czy szpital?
— Nie chcę wychodzić na zewnątrz, dopiero wróciłem, do kurwy nędzy! — Mężczyzna czuł się przyparty do muru; był przemęczony, bliski furii i z całą pewnością bliski płaczu. Nie do końca wiedział też, co się dzieje. Rozumiał tylko, że Kangin chce go zmusić do połknięcia tabletek nasennych. Czyżby chciał go zabić? Chciał pomóc mu umrzeć?
— Siwonnie, chodź tu! — Hee wydawało się, że się przesłyszał? Co Siwon miałby tu robić? Nie chciał tu Siwona, na pewno nie z jego błogosławionym, jasnym uśmiechem i głosem, który może i mógłby uspokoić stado wściekłych drapieżników, ale w Heechulu wywoływał zgoła odmienne uczucia. Tylko nie Siwon. Tylko nie tabletki. Tylko nie to.
— Hyung… — Siwon pochylił się nad nim — daj sobie pomóc, co? Wiem, że możesz teraz nie myśleć na trzeźwo, po tylu dniach bez snu i w ogóle…
— Zamknij się.
— Hyung, o co ci chodzi, to tylko kilka głupich pigułek — zirytował się jeszcze bardziej Kangin — po prostu połknij je i idź spać, a nie tylko przysparzasz nam problemów.
— Kanginie hyung… — Siwon położył mu dłoń na ramieniu i pokręcił głową. — Nieprawda, hyung — zwrócił się do zdezorientowanego Heechula — nie jesteś dla nas problemem, żadnym.
— Jestem — oświadczył — jestem i dlatego chcecie, żebym połknął je wszystkie, żebym w końcu zniknął, żebyście mieli ze mną spokój, kurwa mać!
— Oszalałeś?! — Kangin wstał i gapił się na niego zaskoczony — masz jakieś omamy czy co?!
— Tak, hyung, coś sobie wmawiasz — spokojny głos Siwona sprawiał, że trzydziestolatek zaczynał trząść się ze wściekłości, zaciskając pięści, gotów zaatakować w każdej chwili. Miał dość — zaraz ktoś przyniesie ci kubek wody i tabletki… minuta i będzie po sprawie…
— Nie chcę jebanych tabletek, ile mam wam powtarzać! Boję się tych pierdolonych tabletek, boję się, do cholery! Boję się, że jak wezmę jedną, będę chciał wziąć je wszystkie! Boję się, kurwa, ile razy mam wam to powtarzać, zanim zrozumiecie?!
Kangin i Siwon spojrzeli na siebie zaskoczeni. Również podsłuchująca pod drzwiami reszta zespołu plus Gunhee, który wpadł na moment nie wiedziała, co o tym myśleć. To był pierwszy raz, kiedy słyszeli od niego o czymś takim i dłuższą chwilę zajęło im zrozumienie, że ich przyjaciel prawdopodobnie przez dłuższy czas chciał o tym porozmawiać i wyobrażał sobie te dyskusje wiele razy, a teraz po prostu coś pomieszało mu się w głowie.
Hyukjae sięgnął po telefon i wyszedł na zewnątrz. Wrócił dwie minuty później i wszedł do pokoju Heechula, w którym Siwon próbował wciąż przekonać swojego hyunga do wzięcia leków. Heenim płakał, zasłaniając się poduszką. Heebum pomiaukiwał w kącie.
— Dość — oświadczył — dość. Lekarz będzie tu za moment. Hyung, dostaniesz zastrzyk, dobra? Wyśpisz się, a potem pogadamy.
— No, kurwa, nie można tak było od razu? — jęknął Heechul, nieco się uspokajając.
— Wybacz, to nasza… moja wina… zapomniałem, że te tabletki… no, przepraszam.
— Dobra, wszystko jedno, po prostu sobie idź. Niech wszyscy już sobie pójdą.


martwiąc innych.


Niski, siwy starszy pan po cichu zamknął drzwi i poprawiwszy okulary w okrągłych oprawkach, odszukał wzrokiem mężczyznę, który go wezwał.
— Powinien spać aż do rana — zwrócił się do Eunhyuka i wyciągnął w jego kierunku dłoń z niewielką, białą karteczką.
Hyuk odebrał ją i spojrzał na zapisane na niej słowa i liczby. Kilka sekund wystarczyło, by w pełni pojąć ich znaczenie.
— Och. Mam go zmusić czy postarać się, by przyszedł z własnej woli?
— Przyprowadzanie pacjenta siłą jest dopuszczalne tylko w ostateczności. Proszę spróbować z nim porozmawiać.
— Czy jego stan… czy on… No, czy to poważna sprawa?
— Nie jestem w stanie tego stwierdzić na pewno, ale z tego, co tłumaczył mi pan przez telefon, to… no cóż, pana przyjaciel może potrzebować pomocy specjalisty, choć nie musi. Naprawdę mam za mało informacji, przykro mi. Proszę umówić się na wizytę i wtedy dopiero…
— Tak, dobrze — Hyukjae przygryzł dolną wargę, mocno się nad czymś zastanawiając. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał odbyć z Heechulem rozmowę na temat jego zachowania, ale kompletnie nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać i świadomość tego bardzo mu ciążyła.
— No dobrze. Jeśli nie ma pan do mnie więcej pytań, panie Lee, to ja już pójdę — kiwnął głową w geście pożegnania.
Eunhyuk westchnął bardzo ciężko i skierował swoje kroki do salonu, w którym stało się nagle niecodziennie tłoczno. Wszyscy chcieli znać odpowiedź na wiele, wiele pytań, a on nie mógł im ich dać.
Siedzący na brzegu kanapy Gunhee poderwał się z miejsca. Zazwyczaj radosna twarz przybrała poważny wyraz.
— Ta banda tutaj — wskazał kciukiem za siebie — powiedziała mi, że ty mi wszystko wyjaśnisz. No to wyjaśniaj. Co tu się dzieje, do ciężkiej cholery?
— Nie zauważyłeś… hyung?
— Czego niby? Oprócz tego, że ten idiota nie spał tak długo, że od paru dni wyglądał jak chodząca śmierć? I był w beznadziejnym humorze, ale to chyba przez to… nie?
— Nie — Gunhee usłyszał głos z głębi pokoju — podejrzewamy, że nie.
Zaklął cicho. Czyli jednak. Nie zdziwiło go to, znał Heechula od piętnastu lat i gdzieś w zakamarkach jego umysłu już dawno pojawiła się pewna myśl, która za moment prawdopodobnie miała znaleźć potwierdzenie w ustach kolegów z zespołu jego przyjaciela.
Oparł się o ścianę i słuchał, od czasu do czasu kiwając głową.
Sytuacja nie wyglądała zbyt kolorowo. Ale wiedział, że to da się zmienić. Jakoś.


Płaczący czasem musi się komuś zwierzyć.


Hej, to znów ja. A to ci niespodzianka, co?
Lubię do Ciebie pisać. Nie wiem, dlaczego, po prostu lubię. Ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego ciągle jesteś zdziwiona, że odpowiadam na Twoje listy. Dlaczego miałbym nie? Szczególnie, że z jakiegoś powodu niesamowicie mnie intrygujesz. Przyłapuję się czasem na tym, że zastanawiam się, jak wyglądasz (wiem tylko tyle, ile sama mi do tej pory zdradziłaś… czyli praktycznie nic… btw. skąd wiesz, że nie masz ładnych nóg? Może dla Ciebie nie są ładne, a dla kogoś innego już tak!), ciekaw jestem, co lubisz a czego nie, no i co za tajemnicę tak skrzętnie starasz się przede mną ukryć… tak w ogóle, to zupełnie nie rozumiem, dlaczego mówisz mi tylko troszkę, trochę mnie to irytuje, jak mam być szczery. Kawę na ławę, poproszę. Nawet, jeśli jak piszesz, pisanie o sobie nie przychodzi Ci łatwo. Zrób to. Chcę wiedzieć wszystko od początku do końca. Dlaczego? Nie wiem. Bo tak. Lubię wiedzieć wszystko o wszystkich, których znam.
Napisz. Będę czekał na Twój list z niecierpliwością. Twoje listy, mimo że nie są może jakoś specjalnie wesołe sprawiają, że przez chwilę jest mi jakoś tak cieplej na sercu.
O rany, dziadzieję z wiekiem. Nie dość, że mam fryzurę jak ajumma (mnie się tam podoba, ale jak zwykle zbieram baty…), to na dodatek jeszcze mięknę. Niedobrze.
Aaaaa tak w ogóle, to muszę Ci się z czegoś zwierzyć (oho, czyżbym przełączył się na tryb licealistki?) Te durnie z mojego zespołu myślą, że ja nie widzę, jak się o mnie martwią, że nie rozumiem samego siebie (a oni mnie owszem) i nie daję sobie pomóc. Ale ja nie potrzebuję pomocy, no bo w czym? Czy ktokolwiek inny jest w stanie sprawić, że przestanę czuć się jak zbity, samotny szczeniak? No nie sądzę. Poza tym chyba nie jest ze mną jeszcze tak źle. Umiem się sobą zająć, nie jestem dzieckiem nawet, jeśli czasem się tak zachowuję. Wnerwia mnie to straszliwie.
Dobra, przerwa obiadowa się kończy, muszę wracać do roboty.
Nie zapomnij napisać wszystkiego, ale to dosłownie wszystkiego o sobie!
 


Czasem bywa, że czegoś się wstydzi


Wciąż nie mógł uwierzyć, że aż tak dał się ponieść emocjom i zrobił awanturę godną zmęczonego dorastaniem trzynastolatka. Co prawda, nie pierwszy raz robił raban o jakieś drobnostki, ale chyba nie zdarzyło mu się nigdy, odkąd zamieszkał razem z resztą zespołu, naprawdę się tego wstydzić.
Przez kilka dni nie mógł spojrzeć nikomu w oczy, nie mówiąc już o jakiejkolwiek wymianie zdań. Nawet próby Donghae by choć przez moment z nim porozmawiać, kończyły się na zwykłym „tak tak, nie nie”. Sprawiło to, że dotychczas tętniący życiem pokój został po brzegi wypełniony nieznośną ciszą i mimo najszczerszych chęci obu kolegów, nic nie zapowiadało zmiany tej sytuacji.
Być może po prostu potrzebowali odrobiny czasu.


i chce za to odpokutować.


„Idziemy na mięsko? Ja stawiam” — napisał do wszystkich członków SuJu na KakaoTalk i obserwował, jak konwersacja zapełnia się wiadomościami od zadowolonych  i zapewne bardzo głodnych przyjaciół. Zebranie ich wszystkich przez różnice w grafikach graniczyło w tych dniach z cudem, ale dziwnym trafem jakoś się udało.
Po cichu obserwował, jak stół powoli wypełnia się przeróżnymi daniami i jak poszczególni członkowie zacierają ręce, ciesząc się na niewątpliwą ucztę, jaką im tego dnia zaserwował. Sam jednak nie miał ochoty na jedzenie. Nie oznaczało to, że nie był głodny, jednak nic, co trafiało przez ostatnie dni do jego ust, w ogóle mu nie smakowało. Nawet kiedy nachodziła go ogromna ochota na jakieś danie, po jego spróbowaniu ledwie udawało mu się powstrzymać mdłości.
— Hyung, nie jesz? — siedzący obok Sungmin szturchnął go w ramię — spiesz się, bo za chwilę już niczego nie będzie — ostrzegł go, uśmiechając się przyjaźnie.
Heechul odwzajemnił uśmiech. Sięgnął po swoją parę pałeczek i sięgnął po skwierczące kawałki mięsa, zawijając je w sałatę. Jadł powoli, dobrze przeżuwając każdy kęs i udając, że słucha tego, co przyjaciele mają mu do powiedzenia. A mieli bardzo dużo. Przekrzykiwali się wzajemnie i dzielili się najnowszymi plotkami, machając pałeczkami i kubkami z wodą tak energicznie, jakby od tego zależało ich życie.
W końcu Hee chwycił swój kieliszek, napełnił go przezroczystym płynem i sącząc go powoli, przyglądał się całej reszcie tak, jakby widział ich po praz pierwszy w życiu. W jednym momencie z niezwykle bliskich osób stali mu się zupełnie obcy. Miedzy nim a całą resztą wyrosła nagle znikąd potężna ściana, która sprawiała, że w żaden sposób nie potrafił poczuć się swobodnie.
Przeleciał wzrokiem po twarzach towarzyszących mu przyjaciół. I wtedy coś do niego dotarło. Jedna mała myśl, która wcześniej krążyła gdzieś po jego umyśle i dopiero teraz, omamiona odrobiną alkoholu, dała się złapać.
„Nie są przyjaciółmi; nie traktuję ich tak, jakby nimi byli”.
Kiedy to się zmieniło? A może zawsze tak było, że miał ich tylko za członków jednej, ogromnej rodziny, ale jako przyjaciół już niekoniecznie?
Nie chciał zaprzątać sobie tym głowy, naprawdę nie chciał. Problem w tym, że uczucie to przyczepiło się do niego wyjątkowo mocno i żadną miarą nie miało zamiaru odpuścić. Musiał się więc do niego przyzwyczaić jak do wielu innych rzeczy, które go w życiu denerwowały, a które musiał znosić.
Uśmiechnął się do Yesunga bezwstydnie zjadł porcję mięsa znajdującą się w pałeczkach kolegi.
Yesung spiorunował go spojrzeniem i już chciał powiedzieć coś, co przypomni hyungowi, że tak się po prostu nie robi, ale nagle zmarszczył brwi, jakby sobie coś przypomniał i jedynie pokręcił głową. To tylko dodatkowo zirytowało Heechula i sprawiło, że nagle stracił apetyt. A fakt, że z równowagi wyprowadziło go coś tak głupiego tylko pogarszał sprawę.
— Hyuuuuung — Sungmin zamachał mu przed oczami kieliszkiem — Heechullie — przeciągał każdą samogłoskę.
— Co?
— Twoja kolej na toast!
Heechul wziął głęboki wdech i wypalił coś niesamowicie głupiego, ale czego wstawieni już koledzy wcale nie zauważyli.
Uśmiechnął się i oparł policzek o dłoń. Od tej chwili zamierzał jeść, pić i po prostu obserwować. Ale absolutnie nie myśleć, ponieważ z tego jego myślenia nic dobrego się ostatnio nie brało.



poniedziałek, 17 czerwca 2013

12.

Na jego drodze wciąż stają różni ludzie.


Mimo, iż w dalszym ciągu odbywał służbę publiczną i w związku z tym starał się być jak najbardziej anonimowym, ludzie wciąż zaczepiali go na ulicy, prosząc o autograf i wspólne zdjęcie. Czasami nie mógł nawet w spokoju zjeść posiłku w restauracji, żeby nie być uchwycony przez jakieś nakręcone nastolatki, które nie mają nic ciekawszego do roboty, jak tylko za nim podążać. Tyle razy już im mówił, żeby dały mu spokój choć na ten rok, jaki mu pozostał, ale jego prośby i groźby wcale na nie nie działały.
Także teraz, gdy tylko podniósł głowę znad swojej porcji jajangmyun, usłyszał dobrze już mu znane poruszenie przy znajdującym się nieopodal stoliku.
- To oppa, mówiłam ci, że to oppa – emocjonowała się jakaś dziewczyna. Heechul zauważył, że ma całkiem zgrabne nogi. Uśmiechnął się pod nosem. Może tym razem powinien odpuścić i nie zwracać im uwagi? Może te młode damy są po prostu zaskoczone, że widzą swojego idola w takiej zwyczajnej, taniej restauracji?
Westchnął, po czym spokojnie kontynuował spożywanie posiłku
- Hej, zrób mu zdjęcie, co? No zrób… - usłyszał kilka minut później i zanim się zorientował, aparat fotograficzny wycelował w jego ubrudzoną od sosu twarz.
Mężczyzna zgromił dziewczyny spojrzeniem, szybkim ruchem sięgnął po serwetkę i wytarł nią sobie usta i ich okolice, a następnie ruszył w ich kierunku.
- Możecie nie robić mi zdjęć, kiedy jem? – starał się, by ton jego głosu nie zdradzał irytacji i chyba mu się to udało, ponieważ winowajczynie nie wyglądały na szczególnie przejęte.
- Ale oppa… - próbowała się bronić jedna z nich.
- Możecie? – wszedł jej w słowo. Brzmiał łagodnie i radośnie, jednak jego oczy ciskały gromami w ich stronę.
- Przepraszamy, oppa – mruknęła druga, chowając aparat. Nie brzmiała jak ktoś, kto żałuje tego, co zrobił. – I tak nie wyszło, bo robiłam bez lampy – rzuciła jeszcze i ukłoniwszy się lekko, razem ze swoją koleżanką opuściła lokal.

Kilka butelek soju skutecznie złagodziło jego nieco nadszarpnięte nerwy i sprawiło, że zupełnie beztrosko, lekkim, a nawet skocznym krokiem przemierzał wąskie i pokręcone uliczki stolicy. Pod nosem nucił sobie jedną ze swoich ulubionych ballad, imitując barwę głosu oryginalnego wykonawcy i ciesząc się jedną z ostatnich ciepłych nocy tego roku.
Po drodze mijał grupy ludzi równie wstawionych jak on i tak samo śpiewających coś pod nosem. Jednak jedna z nich, składająca się z kilku mężczyzn mniej więcej w jego wieku lub odrobinę młodszych, zamilkła gdy tylko zorientowała się, kogo właśnie mija.
- Przepraszam – zaczepił go jeden z chłopaków, który wyglądał na najmłodszego – czy… Heechul-ssi?
Heenim kiwnął głową i uśmiechnął się delikatnie.
- Naprawdę? – wtrącił drugi, wyciągając do niego rękę – my to mamy szczęście, chłopaki!
- Zdecydowanie! – potwierdził trzeci, przyglądając się idolowi – jesteśmy twoimi fanami, hyung! – dodał chwilę później, ściskając jego dłoń na powitanie.
- Och, tak? – artysta ściągnął odrobinę brwi. Czuł się dziwnie wśród fanów płci męskiej, którzy byli w zdecydowanej mniejszości populacji Petalsów czy ELFów. Nie oznaczało to, że ich nie lubił, wręcz przeciwnie, cieszył się, że podziwiają go także mężczyźni. Po prostu nieczęsto miał możliwość spotkać jakiegokolwiek z nich. A tutaj było ich kilku.
Najmłodszy z grupy dostrzegł jego skonfundowaną minę.
- Nie jesteśmy gejami, hyung! – wypalił nagle, wprawiając wszystkich w osłupienie. – Ale naprawdę uważamy, że jesteś cool.
- To… świetnie. Dzięki – wypalił Heechul, wciąż nieco zbity z tropu.
- Hyung… zrobisz sobie z nami fotki? – zapytał któryś z nich
- Daj spokój, jest ciemno i wszyscy jesteśmy po paru butelkach soju, poza tym hyung na pewno jest zmęczony i… - monolog kolejnego przerwał sam idol, zgadzając się na propozycję fanboyów.
Przez moment pozował do zdjęć i rozdawał autografy, prowadząc z tamtymi naprawdę ożywioną rozmowę.
- Dobra, chłopaki. Świetnie się tak z wami rozmawia, ale jutro z samego rana muszę być w biurze… - pożegnał ich grzecznie i pozwolił, by wezwali dla niego taksówkę.
Podał kierowcy adres i zapadając się na siedzeniu, skupił się na obserwowaniu migoczących świateł nocnego Seulu.




Ludzie, którzy się troszczą


- Wprowadzam się do ciebie – Donghae rzucił się na jego łóżko, szczerząc zęby w niby to niewinnym uśmiechu.
- Ale co? Tak teraz, już? – zapytał Heechul, nie odrywając oczu od gry.
- Nie, no. Dopiero za tydzień, kiedy Teukie-hyung już pójdzie do wojska.
Heenim zmarszczył brwi. Zastanawiał się, o co też chodzi temu dzieciakowi, że tak nagle postanowił dzielić z nim pokój.
- Super – powiedział z przekąsem, jednak jego dongsaeng wcale tego nie zauważył. Wstał z łóżka i z radosnym „yahooooo!” zajął miejsce obok swojego starszego kolegi.
- To teraz będziemy grać w gry we dwóch! – oznajmił, niezwykle zadowolony ze swojej wizji przyszłości. Hee zbladł.
- Muszę chyba zacząć zbierać na nowy sprzęt… przy tobie ten nie przetrwa nawet tygodnia…
Hae zrobił bardzo smutną minę.
- Tym razem niczego nie zepsuję, obiecuję! – Donghae kiwał głową z przekonaniem i ogromnym postanowieniem w sercu, że dotrzyma danego słowa. Szczególnie, że jego przyszły współlokator był bardzo wrażliwy na tym punkcie. Nie chciał mu podpaść. Nie mógł, ponieważ Leeteuk powierzył mu niezwykle ważną misję, od której podobno zależało powodzenie jakiegoś niesamowicie istotnego planu. Donghae nie wiedział, na czym ten plan polegał, jednak nie bardzo czuł potrzebę pytania o coś takiego. Wolał się skupić na tym, co do niego należało i uważnie obserwować poczynania swojego hyunga. Wprawdzie miał to robić dopiero od listopada, ale uważał, iż nie zaszkodzi zacząć kilka dni wcześniej.



… którzy dbają o jego samopoczucie


Dookoła wszyscy powtarzali wciąż „halloween” i „halloween”, wymieniając się pomysłami na przebrania i zaproszeniami na imprezy organizowane z tego powodu. Zazwyczaj brał udział w takich zabawach, nad wyraz ochoczo wskakując w przeróżne śmieszne (lub straszne, w zależności od jego aktualnego widzimisię) stroje. Jednak w tym roku jakoś nie miał na to ochoty. Wszyscy w dormie chodzili jak struci, a jeśli było inaczej to tylko dlatego, że przygotowywali się do jakiegoś programu rozrywkowego. Heechul zastanawiał się czy każdy z nich przejęty jest nadchodzącą służbą wojskową lidera, czy też dopadła ich typowa jesienna chandra, która przecież nie widzi różnicy między normalnym człowiekiem a idolem. Cokolwiek by to nie było – sprawiało, że on sam popadał w jakiś taki melancholijny nastrój, który zupełnie nie sprzyjał zabawie.
Problem w tym, że co chwilę dostawał wiadomości na KakaoTalku od znajomych, namawiających go na przeróżne wyjścia i miał już serdecznie dość wymyślania coraz to nowych wymówek, a ta o chorej mamie, która działała dotychczas najlepiej, bardzo się już przedawniła, a na dodatek nie miała już w sobie ani źdźbła prawdy.
- Jak myślisz, Heebum, powinienem zacząć im wkręcać, że wychodzę z Chocoballs? – podrapał kota za uchem, na co ten zamruczał przyjaźnie. – A kiedy tamci do mnie napiszą, to im odpowiem, że wychodzę z ludźmi z biura – uśmiechnął się przekornie – o tak, to jest to. Jestem geniuszem, co Heebum?
Heechulowy pupil nie zaszczycił właściciela nawet spojrzeniem, za to trącił łebkiem w jego dłoń, domagając się pieszczot. Niestety nie doczekał się ich z powodu telefonu, który rozbrzmiał nagle jedną z piosenek Wonder Girls.
- Tak, Gunhee-hyung?
- Słyszałem, że zmieniłeś kolor włosów. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że ci tego nie wybaczę – usłyszał.
- Nie chcę cię martwić, czy coś, ale w tym mieście jest więcej ludzi, którzy umieją zadbać o moją fryzurę – idol wstał i przejrzał się w lustrze, uśmiechając się do siebie. Jego włosy wciąż były brązowe.
- Yah! Czy to nie ja miałem…
- Żartowałem, hyung. Możesz przyjść i przefarbować je dzisiaj – zaproponował, po czym rozejrzał się dookoła – co prawda mam w pokoju mały syf, bo Donghae postanowił przytaszczyć do mojego pokoju wszystkie swoje graty zanim zrobię mu trochę miejsca, ale jakoś się zmieścimy we trójkę.
- We trójkę? – głos stylisty brzmiał na dziwnie zmieszany – kto jeszcze…?
- Heebum. Nie zapominaj o Heebumie, hyung.
- Jego też mam przefarbować?
Heechul zastanowił się przez moment.
- W sumie mógłbyś… tak na blond… - głos w słuchawce wybuchnął śmiechem i obiecał, że zjawi się w dormie za kilka godzin i przyjdzie z niespodzianką.
- Tylko nie niespodzianki… - jęknął chwilę później, opadając na miękki materac łóżka.
Naprawdę nie znosił być zaskakiwany. A przynajmniej ostatnio, ponieważ jak do tej pory ciągle były to same raczej średnio przyjemne rzeczy, a i co do tego miał złe przeczucia. Bo o ile w sprawie fryzur mógł spokojnie zaufać Gunhee-hyungowi, to w innych już różnie. Szczególnie jeśli, tak jak dziś, miał dobry humor.
Westchnął i postanowił zdrzemnąć się przez chwilę.




… i o których on wciąż myśli.


Nie mógł zasnąć, więc postanowił, że w końcu odpisze na list, który dostał już jakiś czas temu, a na który jakoś nie bardzo chciało mu się odpisywać. Zganił się w duchu za swoje lenistwo, po czym sięgnął po kartkę i długopis.

Trochę zeszło mi z odpowiedzią na Twój list, co? Nie będę przepraszał, bo przecież w końcu odpisuję, choć wcale nie musiałem, prawda? kkk I wiesz, co? Chyba to, że nie mam obowiązku pisania do Ciebie sprawia, że właściwie chcę to robić. Poza tym, gadanie do kogoś (nawet, jeśli się tego kogoś nie widziało nigdy w życiu… bo nie widziało, nie?) jest dużo bardziej rozsądne niż wypisywanie wszystkiego w pamiętniku, który i tak prędzej czy później dorwałby któryś z tych dzieciaków tutaj… listów nie przechwycą, bo zwyczajnie ich tu nie trzymam. Jeszcze tego by brakowało, żeby taki Donghae je znalazł. Wtedy o naszej korespondencji wiedziałby cały wszechświat. Nie to, żeby Ryba rozpowiedział wszystko specjalnie, ale prawdopodobnie zapomniałby, że powinien zachować to w tajemnicy…
A właśnie. Pisałaś ostatnio, że nikomu nie powiesz o tych naszych listach, bo i tak nie masz komu… naprawdę nie masz przy sobie żadnej osoby, której mogłabyś o tym opowiedzieć…? Mam na myśli to, że... no, co się będę czaić, napiszę wprost. Nie masz żadnych przyjaciół? Bo tak to trochę zabrzmiało. Popraw mnie, jeśli nie mam racji i to tylko moja nadinterpretacja. Poza tym… wydaje mi się, że naprawdę niczego o Tobie nie wiem. Napisałaś mi tylko kilka tajemniczych zdań o sobie i naprawdę nie wiem, jaką jesteś osobą. Chciałbym wiedzieć. Tak po prostu. Kim jesteś, dlaczego uważasz, że rozumiesz, co czuję i w końcu… o co konkretnie chodziło Ci z tym, że odroczyłaś w czasie wybór życia i śmierci… chcesz coś sobie zrobić, dobrze zrozumiałem? Czy znów jestem przewrażliwiony? Obym był…
Jeśli o mnie chodzi… wydaje mi się, że wszystko płynie sobie tak, jak powinno. Czasem czuję jeszcze taki znajomy, nieprzyjemny uścisk w sercu, ale tak jak powiedziałaś – chyba jestem dość silnym facetem, przynajmniej ostatnio. Zresztą, muszę taki być, bo jak nie ja, to kto? Choć powiem Ci, że wcale nie jest łatwo zachować jako-taką pogodę ducha. Szczególnie, kiedy jeden z moich najlepszych przyjaciół, jedyny hyung, którego tutaj mam, idzie do wojska i teraz będzie nam naprawdę, naprawdę trudno się ze sobą kontaktować. Wiem, bo gdy na służbę poszedł Kangin, też tak było. Powinienem pisać listy też do Jungsu-hyunga? Nie, to durny pomysł, moje listy zaginą pewnie gdzieś w stercie wiadomości od fanek, kkk.
Nie, ale na poważnie. Będzie mi naprawdę bardzo samotnie bez jego obecności. Zżyłem się z nim, nie da się ukryć i ciężko mi ze świadomością, że kiedy będę w beznadziejnym humorze, nie dam rady się z nim zobaczyć i porozmawiać, albo chociaż posiedzieć i wypić butelkę dobrego wina, którą ukradniemy Kyu albo Mingowi.
Będzie smutno i nieco pusto, ale wytrzymam, no bo co innego mogę zrobić, nie? A póki co, pożegnam go z uśmiechem na ustach, bo i jemu wcale nie jest łatwo iść tam bez żadnego z nas.

PS – moja mama ma się już dobrze, lekarze powiedzieli, że jeśli nie będzie się przemęczać, to wszystko powinno być w porządku. Dzięki za troskę (prawdziwą czy udawaną, nieistotne)





Ten mężczyzna potrzebuje czasem pobyć jak dziecko.


Zmiana fryzury była tym, co zawsze sprawiało, że był niesamowicie podekscytowany. Także i teraz chodził wesoło po pokoju z dziwaczną folią na głowie i rozmawiał z Gunhee na zupełnie przypadkowe tematy.
- To co, dzisiaj farbowaliśmy, więc w przyszłym tygodniu robimy trwałą tak jak chciałeś?
- Zdecydowanie. Poprzednim razem wyglądałem jak czarnoskóry, który wpadł do worka z mąką, ale teraz już wiesz, jak chciałbym, żeby to wyglądało, prawda?
- Ej, wypraszam sobie. Wtedy chciałeś tak wyglądać. Mówiłem ci przecież, że masz za krótkie włosy i będziesz wyglądał, jakbyś miał afro, ale się uparłeś.
- Dobra, dobra, masz rację. Dlatego teraz zapuszczałem włosy trochę dłużej – Heenim podrapał się po czole – długo jeszcze mam z tym łazić?
- Możesz już to ściągnąć. Umyj i wysusz włosy – hyung otworzył drzwi i sięgnął po ogromny worek, który się za nimi znajdował – a ja tymczasem pokażę Heebumowi niespodziankę, którą na dzisiaj przygotowałem.

Heechul spodziewał się wielu rzeczy – tego, że Heebum zamieni się w końcu w człowieka, że napadną go kosmici i postawią na wystawie, że wyłysieje przed trzydziestką albo że Siwonowi w końcu uda się go nawrócić – ale na pewno nie tego, co ujrzał po tym, jak przekroczył próg własnego pokoju.
Nie miał pojęcia czy parsknąć śmiechem, czy też bać się tego, co za chwilę niewątpliwie go czeka.
- Hyung…? – wypalił głupio, z niemałym zaskoczeniem wpatrując się w hyunga, człapiącego po pokoju w przebraniu żółtego teletubisia.
- O, jesteś! – ucieszył się na jego widok, po czym sięgnął do torby i wyciągnął strój dla swojego młodszego kolegi. – Ubieraj się, idziemy na miasto!
Idol wciąż gapił się na niego osłupiały.
- Ale… w tym? – zapytał w końcu, biorąc do ręki kostium czerwonego teletubisia.
- Owszem. I nie, nie możesz zaprotestować. Wskakuj w to wdzianko.
- Przynajmniej wybrałeś mojego ulubionego… - warknął z przekąsem.
Jednak gdy tylko poczuł na sobie ciężar i ciepło przebrania, humor od razu mu się poprawił i po kilkunastu fotkach – z nim samym, z hyungiem i z resztą zespołu, która postanowiła się z niego pośmiać – w końcu ruszyli na imprezę, która podobno zaczęła się już bez nich, co okazało się być wierutnym kłamstwem. Na dodatek on i Gunhee stali się atrakcją wieczoru, ale wcale im to nie przeszkadzało.
Heechulowi było ciepło, a po kilku drinkach wszyscy zaczęli wyglądać bardzo przyjaźnie i Heenim postanowił, że stanie się bardziej uroczym Po niż oryginalny, więc chodził ze znajomymi od lokalu do lokalu, umilając wszystkim czas.
Czuł się jak dziecko i jak dziecko otrzymywał cukierki, gdy tylko zagroził komuś psikusem.
Tej nocy naprawdę wrócił do momentu, w którym miał kilka lat i wszystko było wesołe. I cieszył się z tego jak głupi.
Tak mu było najweselej.




By potem dojrzale, na swój sposób okazać swą przyjaźń.


Stał przed lustrem i przez moment przyglądał się własnym palcom, które powoli zapinały guziki dużego, wełnianego swetra.
Słońce nie wstało jeszcze na dobre, a on i tak szykował się już do wyjścia wiedząc, że później nie będzie miał już na to czasu. Westchnął przeciągle, kiedy przypomniał sobie, dlaczego wstał tak wcześnie. Miał dziś jakieś ważne spotkanie w biurze, a poza tym chciał pożegnać się ze swoim jedynym hyungiem w zespole.
Przeciągnął się kilka razy, poklepał po policzkach i opuścił pokój.
Przez jakiś czas stał pod drzwiami Jungsu, zastanawiając się, czy powinien zapukać, czy też lepiej by było, by wszedł tak po prostu na wypadek, gdyby Leeteuk spał.
W końcu zdecydował się na drugą opcję i powoli, najciszej jak się dało, wszedł do środka.
Lider siedział na biurku, ze spuszczoną głową; wyglądało na to, że przysnął dopiero niedawno, mając za sobą zupełnie nieprzespaną noc w prawie pustym, białym pokoju.
Heechul podszedł do niego i przytrzymał go tuż po tym, jak niebezpiecznie przechylił się do przodu. Przez moment czuł spokojny, miarowy oddech swojego hyunga na szyi. Uśmiechnął się do siebie.
- Coś ty robił przez całą noc, Jungsu-hyung… - wyszeptał, po czym przyłożył czoło w okolicy ego obojczyka. Przypomniał mu się pewien dzień, w którym także podtrzymywał starszego kolegę, by ten się nie przewrócił. – Hyung… odżywiaj się dobrze, nie zapracowuj się, jak to masz w zwyczaju, słuchaj przełożonych, baw się dobrze, zadzwoń czasem… - powiedział, choć zdawał sobie sprawę z tego, że przyjaciel go nie słyszy – będę tęsknić. Tak trochę. Bardzo – uśmiechnął się delikatnie, po czym obudził Jungsu.
- O, Heechullie – mruknął zachrypniętym głosem. – Muszę już wychodzić? – zapytał półprzytomny.
- Nie, hyung. Chodź, wypijemy herbatę zanim wyjdę, a potem możesz położyć się u mnie na moment, zanim wszyscy wstaną.
Leeteuk uśmiechnął się i zeskoczył z biurka.
- Tylko nie spal czajnika – zażartował, mierzwiąc jego włosy.




By dowiedzieć się nowych rzeczy..


Heenim,
Naprawdę dziękuję za to, że jednak odpisujesz. Myślę, że będę zaskoczona za każdym razem, kiedy zobaczę list od Ciebie, niezależnie od tego, ile czasu minie…
Tak, pisanie listów jest znacznie ciekawsze niż prowadzenie pamiętnika, coś o tym wiem. Kiedy pisze się listy, to jakoś tak… no nie wiem, wszystko wygląda nieco inaczej. Poza tym na list dostanę odpowiedź, co w przypadku pamiętnika jest niemożliwe, chyba że ktoś inny do niego zajrzy i postanowi dodać coś od siebie, ale to raczej nie jest coś, czego byśmy chcieli… a tak możemy ze sobą rozmawiać, może troszkę rozciągając to w czasie, ale jednak.
Odpowiadając na Twoje pytanie… nie, nie mam przyjaciół. Miałam, kiedyś, nawet całkiem niedawno. I pewnie nadal bym ich miała, gdybym nie zdecydowała się ich opuścić. Tak, zdecydowałam się zakończyć znajomość z moimi przyjaciółmi. Prawdę mówiąc, nie utrzymuję z nikim kontaktu, oprócz ciebie i mojego szefa, dla którego od czasu do czasu napiszę parę artykułów. Odcięcie się od każdej osoby, z którą byłam blisko zajęło mi niesamowicie dużo czasu i pochłonęło dużo moich sił psychicznych, ale przynajmniej rozstaliśmy się w pokoju – jestem pewna, że odpłaciłam im wszystkie krzywdy, jakich przeze mnie doznali i myślę, że zatrzymają dobre wspomnienia związane ze mną…
Szczerze mówiąc, wciąż zastanawiam się jak dużo mogę Ci już powiedzieć, a co jeszcze zatrzymać dla siebie… nie chcę, żebyś przestał do mnie pisać. Nie dlatego, że ja tego potrzebuję – bo wcale tak nie jest, ale dlatego, że Tobie chyba to pomaga. Zatem… myślę, że na tym na razie poprzestanę. Dodam tylko, że jestem młodsza od Ciebie o siedem lat i nie mam ładnych nóg (no co? Na pewno się nad tym zastanawiałeś!). Poza tym żyję sobie zupełnie sama w moim małym mieszkanku, ale już niedługo, bo planuję wyjechać za granicę. To chyba wszystko. Nie wiem. Nie lubię pisać o sobie. Reszty dowiesz się i tak, prędzej czy później.
Co do Leeteuka i wojska… co innego mogę powiedzieć poza tym, że wszystkim będzie go w jakimś stopniu brakować i nie jesteś w tym sam? No i hm… hwaiting? Poradzisz sobie jakoś.
Trzymaj się,
S.

czwartek, 7 lutego 2013

11.

Cześć, wróciłam po dłuuuuuuuugaśnej przerwie~~ I nie wiem, czy następny part ukaże się szybko, czy też nie, to się okaże. Ale czekajcie, bo na bank się pojawi ^.^
_________________________________________________


Błogi spokój ogarnia jego serce. 


Od dłuższego momentu uśmiechał się sam do siebie i wpatrywał się w krople deszczu, które jedna po drugiej spływały po okiennej szybie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie czuł na sobie żadnego przytłaczającego ciężaru, który do tej pory tak bardzo go paraliżował. Przepełniał go spokój; łagodny spokój znękanej duszy sprawiał, że kąciki warg samoistnie unosiły się ku górze, a po głowie krążyły same dobre myśli. Zastanawiał się, jak długo potrwa ten stan i żywił głęboką nadzieję, że tamten zły czas, który dotyczył go jeszcze parę chwil temu odszedł już na dobre, a on w końcu będzie mógł cieszyć się wszystkim, co go spotka. Może nie od razu i nie aż tak intensywnie, ale chociaż odrobinkę. Tak na początek… i że w końcu normalność nabierze nowego, lepszego znaczenia i nie będzie taka, jaką była do tej pory. 
Po chwili odszedł od okna i z impetem rzucił się na łóżko, przygarniając do siebie kota oraz ulubioną poduszkę. 
Ziewał głośno raz po raz, nie siląc się nawet na to, by zasłonić sobie usta dłonią, skoro i tak nikt go nie widzi, umościł się wygodnie pod kołdrą. Mimo wszystko jego organizm domagał się nadrobienia nieprzespanych tej nocy, godzin, zupełnie już odzwyczajony od nieregularnego trybu życia, jaki prowadził jeszcze rok wcześniej. 
Zanim na dobre pozwolił swoim powiekom opaść, przeszło mu przez myśl, że już niedługo będzie musiał powrotem przyzwyczaić się do deficytu snu i z jakiegoś powodu był tym odrobinę podekscytowany. Potem jednak pozwolił sobie odpłynąć i zwyczajnie spać, nie budząc się co kilka minut ani nie otwierać nagle oczu, wystraszonych nocnym koszmarem. 
Spać jak dziecko, zmęczone całym dniem i gotowe nabrać sił na kolejny. 




Choć wcale nie uspokaja najbliższych. 


„Hyung… te tabletki tutaj to był przypadek, prowokacja, a może… może jeszcze coś innego?” 

- Wytłumacz mi to, Heechul – poważny, niski i wrogo brzmiący głos Jungsu kazał mu przerwać grę i obejrzeć się za siebie po to, by natrafić na ciemne, wypełnione przeróżnymi negatywnymi emocjami, tęczówki przyjaciela a potem na wyciągniętą w jego kierunku dłoń, ściskającą miętową karteczkę samoprzylepną. Westchnął przeciągle, zbierając w sobie całą odwagę i powtarzając sobie w myślach, żeby nie stracić panowania nad sobą oraz by nie zapominać o uśmiechu. Być może wtedy lider nieco złagodnieje i nie będzie miał tak przerażająco zatroskanej i złej miny, jaką miał w tym momencie. 
- Ale tu nie ma co tłumaczyć – odpowiedział spokojnie i bez cienia arogancji w głosie. Musiał być ostrożny, inaczej za parę chwil może powstać ogromny konflikt. 
- Nie ma, Heechul? Naprawdę uważasz, że to, co mi napisałeś na tym kawałku papieru jest dla mnie zupełnie jasne i nie mam czego interpretować? – Leeteuk usiadł na podłodze obok charakterystycznej, różowej pufy, którą zajmował jego rozmówca. 
- Naprawdę tak uważam – potwierdził, przesuwając dłonią po brązowych włosach. – To raczej ja powinienem żądać odpowiedzi od ciebie, nie sądzisz? – uśmiechnął się chłodno tak, że Jungsu przeszył pojedynczy dreszcz. Nawet teraz, po tylu latach znajomości, niektóre oblicza Kim Heechula wciąż wywoływały w nim niepokój. 
- Ode mnie? Niby dlaczego? – zerknął na karteczkę. – Sądziłem, że to pytania retoryczne… Potwornie wkurwiające, ale jednak retoryczne. 
- Tak ogólnie rzecz biorąc, masz rację. Ale… i tak chciałbym znać odpowiedź – Heechul przymknął oczy, zbierając w sobie siły do podtrzymania spokojnego uśmiechu. – Czy to był przypadek, że te tabletki znalazły się w tej samej szafce? Czy może… - zamilkł na chwilę, lecz zaraz kontynuował, jednak jego głos nabrał nieco nieprzyjemnej, ciężkiej w wyrazie, głębi – celowo chciałeś sprawdzić moją wytrzymałość na taki bodziec i moje samozaparcie? 
Starszy mężczyzna spojrzał na młodszego z cieniem niedowierzania w oczach. 
- Nie ufasz mi…? Uważasz, że byłbym zdolny posunąć się do takiej metody, żeby sprawdzić, czy moje obawy i przypuszczenia są prawdą? Ryzykować twoje życie? 
- Hyung, ja nie ufam nawet sobie, więc jak mógłbym zaufać drugiemu człowiekowi? Nawet, jeśli ten drugi człowiek to ty… 
- I właśnie to mnie martwi. Nie ufasz nikomu, więc nikt nie wie, z czym tak naprawdę masz problem, bo ewidentnie jakiś istnieje. Uwierz w nas, Heechul. Przecież pomożemy ci, jeśli coś jest nie tak. 
Heenim spojrzał na niego łagodnie. 
- Już nie trzeba, hyung. Już wszystko jest w porządku – wypowiadając te słowa miał ogromną nadzieję, że jest tak w rzeczywistości i że od teraz już nic nie będzie niepokoić i jego, i innych – ale… - skrzywił się nagle i kilka razy pociągnął nosem. 
- Ale co? 
- Ktoś próbuje właśnie puścić naszą kuchnię z dymem… 
Leeteuk zerwał się z miejsca. 
- Jasna cholera, mój sos do spaghetti! – krzyknął tylko, zanim w panice wybiegł z pokoju.. 

Wrócił jakiś czas później, tym razem pojawiając się jednak z uśmiechem na ustach. 
- Zjesz z nami?- zapytał wesoło, po czym mina nieco mu zrzedła – to chyba ostatni posiłek, jaki wam przygotowuję, zanim sobie pójdę. Na następny będziesz musiał czekać dwa lata! – zakończył, grożąc mu palcem. 
- Zaraz tam będę. 




Płaczący kontynuuje pisanie listów.


Huh, tak jak myślałem, znów do Ciebie piszę. I po raz kolejny od tak, bez żadnego konkretnego powodu. Może po prostu potrzebuję raz na jakiś czas przelać na papier wszystkie dziwności, jakie w sobie trzymam i wysłać gdzieś w świat…?

Zastanawiam się, czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się stanąć przed świadomym wyborem między kontynuowaniem życia a przerwaniem go? Mam nadzieję, że nie, bo to w gruncie rzeczy bardzo nieprzyjemna sprawa – kiedy masz możliwość i nawet gdy siedzi w tobie jakaś taka dzika, niekiełznana chęć zakończenia wszystkiego na tym świecie raz na zawsze… Kilka dni temu stanąłem przed takim wyborem i jak widzisz, zdecydowałem się jeszcze trochę sobie po tej Ziemi pochodzić .Obym nie żałował potem tej decyzji i oby w moim głupim mózgu wszystko było już ładnie poukładane. 

Ale wiesz, co? Przypomniało mi się właśnie, że kiedyś… No, załóżmy, że słyszałem, jak ktoś mówi o pozbawieniu się życia… rany, jaki ja bywałem wtedy wściekły! Niezależnie od tego czy znałem tę osobę, czy też nie, potrafiłem podejść do niej i wygarnąć jej głupie myślenie. A teraz co…? Sam byłem jednym z tamtych ludzi. Ale nawet teraz gdybym osobiście spotkał kogoś kto by mi coś takiego powiedział… myślę, że moja reakcja niewiele by się różniła od tamtej. To dopiero hipokryzja… No, ale tacy już chyba są ludzie. Mówią jedno, myślą drugie, a robią jeszcze coś zupełnie innego. Albo to tylko ja ostatnio jestem tak podzielony w sobie. 

To chyba wszystko, trzymaj się,



PS – w kopercie powinnaś mieć taką małą karteczkę. Jest na niej adres, na który możesz odpisać. To adres przyjaciela. Tak tylko mówię.




A przyjaciel spędza czas, myśląc o nim. 


Eunhyuk nie powiedział nikomu o tym, czego był świadkiem. Stwierdził, że nie ma ku temu większych powodów i lepiej nie wywoływać niepotrzebnego zamieszania, które z pewnością by powstało, gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział. Nie oznaczało to jednak zupełnej bezczynności w stosunku do jego starszego kolegi, a wręcz przeciwnie- obserwował go jeszcze uważniej niż wcześniej.
Koniec końców lider i tak się wszystkiego domyślił. Co wcale nie oznaczało, że Hyukjae podzielił się z nim szczegółami tamtego poranka. Zachował je w tajemnicy. Szczególnie, że zauważył zmianę w zachowaniu Heechula – co prawda niewielką, ale pokładał w niej ogromne nadzieję na to, iż wszystko wróci do normy na tyle, na ile do normy wrócić może. Cieszył się widząc, jak hyung powoli wychodzi ze swojego niedostępnego świata, wypełnionego lękami i próbuje beztrosko cieszyć się z kolejnych dni.
Lecz tak naprawdę, gdzieś w głębi serca, Eunhyuk bał się, że to wszystko wróci. Wiedział, że prawdopodobnie tak się stanie, jeśli jego przypuszczenia co do stanu Hee są prawdą. Błagał jednak niebiosa, żeby stało się jak najpóźniej i tylko wtedy gdy wszyscy będą gotowi rzucić się mu na ratunek, co właściwie będzie oznaczać wielką wojnę z Kim Heechulem…




Płaczący mężczyzna otrzymuje… 


- Heechul, dlaczego na mój adres przyszedł jakiś dziwny list do ciebie?- zapytał manager hyung, siadając przy kuchennym stole i czekając aż Kangin przygotuje się do wyjścia.
- Do mnie? Dlaczego? – mężczyzna zmarszczył brwi. – Nikomu nie podawałem twojego adre… - zamilkł nagle, wpatrując się w hyunga z zaskoczeniem i odrobiną radości malującymi się na twarzy. – Czekaj, hyung. Zza granicy?
- Tak – potwierdził manager, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Zapomniałem ci powiedzieć, sorry sorry. Ale czuję, że taki list przyjdzie do ciebie jeszcze nie raz – Heenim odebrał kopertę i niemal popędził do swojego pokoju, by przeczytać, co też ta jego fanka ma mu ciekawego do powiedzenia.




… odpowiedzi. 


Heenim, Tak jak pisałeś w pierwszym liście… fakt, że na kopercie znalazł się mój adres to zwyczajna pomyłka. Spieszyłam się, kiedy wkładałam list do koperty… w efekcie moja przyjaciółka otrzymałaby kartkę urodzinową w kopercie z napisem „To Heenim”, ale w porę się zorientowałam. Bardzo przyjemna pomyłka, nie uważasz? 
Wcale nie musiałeś pisać, że nie czytałeś tego, co napisałam. Domyśliłam się tego po samej treści Twoich listów. Myślę, że inaczej byś do mnie pisał, gdybyś to wcześniej zrobił. Ale, proszę, nie sięgaj już po to, co tam zawarłam. Lepiej będzie (chociaż nie wiem czy dla mnie, czy bardziej dla Ciebie), jeśli tego nie zrobisz i nasza korespondencja, jeśli takowa potrwa dłużej, będzie toczyć się normalnym tonem… wtedy i tak się wszystkiego dowiesz. 
Och… wciąż nie wierzę, że Ci odpisuję i że Ty to przeczytasz… tak, to zdecydowanie dziwne, że idol koresponduje ze swoją fanką, prawdopodobnie w tajemnicy przed całym światem, ale… nie wiem, wydaje mi się to być bardzo w Twoim stylu i nic nie poradzę na to, że tak właśnie uważam. Poza tym nie martw się, nikomu nie powiedziałam o tym, że Twoje listy do mnie przychodzą ani o tym, że dostałam adres, na który mogę słać swoje odpowiedzi. Nie myśl jednak, że zrobiłam to wyłącznie dlatego, żeby chronić Twoją (i swoją przy okazji też) prywatność. Nie. Ja po prostu nie miałabym komu tego przekazać, ale o tym napiszę Ci może kiedy indziej, jeśli nadarzy się okazja. 
Bardzo mi przykro z powodu choroby mamy. Mam nadzieję, że to naprawdę nic poważnego i szybko wróci do zdrowia – nie przejmuj się tym aż tak bardzo; póki nie możesz nic z tym zrobić, martwienie się na nic się nikomu nie zda, coś o tym wiem. 
No i… doskonale rozumiem to, co czujesz (czułeś? Bo chyba już to coś, co Cię męczyło, już sobie poszło, prawda? Zazdroszczę). I… tak, stanęłam kiedyś przed wyborem życia lub śmierci. I dokonałam wyboru. Trochę go odroczyłam w czasie, ale jednak… (tak, wydaje mi się, że dobrze zrozumiałeś moją aluzję. I pewnie jesteś zły. No cóż, masz prawo. Zresztą, jesteś ode mnie dużo silniejszy psychicznie, tak mi się wydaje…) 
Ach, wystarczy już mojego nawijania nie wiadomo, o czym. Mam nadzieję, że mimo wszystko cieszysz się z mojej odpowiedzi i… po cichu liczę na to, że nie przestaniesz do mnie pisać. 
Pozdrawiam, 
S. 




I jest zaintrygowany. 


Czuł się odrobinę skołowany. Cały ten list, mimo, że napisany był dość lekkim tonem, niósł za sobą coś niepokojąco ciężkiego. Nie wiedział tylko czy chodzi jedynie o niezwykle przykre wiadomości, które wyczytał tu i ówdzie, czy po prostu ta dziewczyna poruszyła w nim tę strunę, która powinna była wciąż pozostać milcząca.
Zastanawiał się, czy powinien się na nią złościć, ale po dłuższej chwili postanowił, że nie będzie jej osądzał, dopóki nie pozna wszystkich przyczyn, dla których jej myśli są takie a nie inne. Tak, naprawdę chciał poznać jej historię i może nawet wyciągnąć z niej wnioski dla siebie…?

wtorek, 20 listopada 2012

10.

Ach, miałam już napisaną inną wersję tej części i miałam już zakończyć tę historię... ale się rozmyśliłam. Jeszcze trochę się ze mną i z Hee pomęczcie~~
________________________________-


Mimo, iż gdzieś w pobliżu jest ktoś, komu na nim zależy… 




Miał dziwne przeczucie, że musi się pospieszyć i dotrzeć na miejsce w możliwie najkrótszym czasie. Niecierpliwie bębnił palcami w kierownicę, klnąc pod nosem na ogromny korek, jaki wytworzył się na moście za sprawą ciężarówki, która wywróciła się jakiś czas temu.
Niemal podskoczył w fotelu z radości, kiedy ponownie otwarto dodatkowy pas. Teraz mógł spokojnie dotrzeć na miejsce i zabrać to, czego potrzebował lider.
Lecz mimo wszystko odczuwał dziwny niepokój, który rósł w miarę zmniejszania się dystansu między nim a dormem. Coś było nie tak. Coś naprawdę było nie tak.
Hyukjae chciał przyspieszyć… ale, jak na złość, non stop zatrzymywało go czerwone światło, potęgując tym samym jego zdenerwowanie.
Zastanowił się przez moment, co też takiego może stać się z samego rana, kiedy w mieszkaniu znajduje się jedynie Heechul, który prawdopodobnie szuka teraz poleconej rzeczy.
I wtedy to do niego dotarło. Przerażająca myśl uderzyła w jego serce, rozprowadzając dreszcze po całym ciele.
Z hyungiem musi być coś nie tak. To musi być to.
Eunhyuk pokręcił głową, karcąc się cicho za głupie wymysły, jednak dziwne uczucie pewności nie chciało go opuścić.
Przyspieszył. Być może się mylił, być może z Heenimem było wszystko w porządku… ale musiał to sprawdzić osobiście.
Musiał jak najszybciej przekonać się, że przepracowany mózg wysyła mu dziwne obrazy, nie mające pokrycia w rzeczywistości.




On zdaje się tego nie rozumieć. 


- Hyukkie, jesteś już na miejscu…? – w słuchawce rozległ się dziwnie zaniepokojony głos Leeteuka.
- Nie, hyung, wciąż stoję w korku – pospieszył z wyjaśnieniami młodszy, ze złością wpatrując się w sznur samochodów przed nim. Dlaczego jest ich tak wiele o tej porze?! - coś się stało, że brzmisz tak… tak jakoś… - nie wiedział, jak ma zinterpretować ton lidera.
- Hyukjae, bądź tam najszybciej, jak się da… - mężczyzna po drugiej stronie zaczynał być roztrzęsiony – zapomniałem… Boże, ja kompletnie zapomniałem… - jąkał się przez moment.
- O czym?
- Ja… och, Hyukjae, Heechul jest ostatnio taki jakiś… że mu nie ufam w tej kwestii… jeśli on to znajdzie, to… Hyukjae, wydostałeś się już z tego korku?!
- Już prawie, hyung… ale co Heechul hyung miałby znaleźć, że brzmisz na aż tak zmartwionego?
Głos w słuchawce milczał przez moment.
- Moje tabletki nasenne, Hyukjae… tabletki. Całe opakowanie tabletek.
Eunhyuk na ułamek sekundy stracił panowanie nad kierownicą, po czym z jego ust popłynęło jedno krótkie przekleństwo.
- Hyukjae… on nie… nie, prawda?
- Mam nadzieję, że nie, hyung… ogromną nadzieję…




Płaczący mężczyzna… 


Malutka, biała, plastikowa buteleczka, a raczej to, co zawierała w środku, bardzo go pociągało. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jej wnętrze, na oko oceniając ilość znajdujących się tam tabletek. Wyglądała na całkiem nową, widocznie Leeteuk walczył ostatnimi czasy z bezsennością, co też sugerował napis na ulotce przyklejonej do zewnętrznej strony przedmiotu.
Delikatnie oderwał kawałek papieru i zaczął czytać; na jego zmęczoną i przygnębioną twarz wpłynął delikatny uśmiech. Przelatywał wzrokiem po kolejnych sylabach, chociaż tak naprawdę doskonale znał treść zamieszczonych informacji. Wiedział, jak zażywać ten lek, by nie zrobić sobie krzywdy, ale znał też ich drugą, znacznie bardziej niebezpieczną wartość. Wiedział, że źle spożyte mogą spowodować ogromne zmiany w jego organizmie, a nawet… jeśli odpowiednio to zorganizować… mogą go zabić.
Ale nie muszą. Istniała szansa, że po prostu stanie się rośliną, niezdolną do samoistnego funkcjonowania.
Jednak, spoglądając na te niewielkie, półokrągłe tabletki, nie mógł powstrzymać się od dziwnego pragnienia wiecznego snu.




jest obserwowany przez dłuższy czas.


Eunhyuk w końcu wydostał się z okropnego korka i pędził przed siebie na złamanie karku, w uszach wciąż mając słowa zmartwionego Jungsu.
Z trudem skupiał się na drodze i na znakach, które nakazały mu choć odrobinę ograniczył prędkość.
Gdy dotarł na miejsce, niemal wypadł z samochodu i nie zamknąwszy nawet drzwi na klucz, pognał na górę. Miał już chwycić poręcz znajdującą się tuż przy schodach, jednak przemyślawszy szybko sprawę, wybrał jednak windę, która dotrze na odpowiednie piętro dużo szybciej niż jego własne nogi.
Mimo, iż dotarcie pod prawidłowe drzwi zajęło mniej niż dwie minuty, jemu wydawało się, że stracił całą wieczność.
Dłonie trzęsły mu się tak bardzo, że trzy razy pomylił kod w drzwiach; w końcu, dysząc bardziej z nerwów niż ze zmęczenia, w butach przemierzył korytarz.
Zajrzał najpierw do pokoju Heenima, ale oprócz wpatrującego się w niego Heebuma, w pomieszczeniu nie było nikogo. Heechul musiał być w takim razie u Leeteuka.
Chciał zawołać swojego hyunga, ale zamiast zawołania, z jego gardła wydobył się cichy głos, podobny do żabiego skrzeku.
Zauważył, że drzwi do pomieszczenia są uchylone na dość dużą szerokość.
Jego oczom ukazała się pochylona sylwetka trzydziestolatka, który trzymał w ręce białą, plastikową butelkę i wpatrywał się w nią tak, jakby… jakby planował coś niezwykle niegodziwego. Jego nieprzyjemny uśmiech zdawał się to dodatkowo podkreślać.
Hyukjae poruszył się, planując znienacka wpaść do środka i zaskoczyć Hee, ale coś go powstrzymało i kazało obserwować rozwój wydarzeń.
Musiał się upewnić, że jego przypuszczenia są prawdziwe i że nie myli tego spojrzenia z całkiem niewinnym. Bo mógłby przez przypadek, w nerwach, oskarżyć hyunga o coś, czego, być może, wcale nie planował uczynić. Jednakże musiał pozostać uważny i wkroczyć w odpowiednim momencie, w razie potrzeby powstrzymać go przed czymś idiotycznym.
Drgnął niespokojnie, gdy ujrzał, jak na dużą, delikatną dłoń Heechula powoli wysypuje się równie jasna jak jego skóra, zawartość butelki. Kilka tabletek odbiło się od pozostałych i upadło na podłodze, tonąc w miękkim dywanie. Mlecznoskóry wpatrywał się w nie łagodnie, oddychając bardzo powoli.
Hyuk w tym czasie bił się z myślami – nie wiedział czy czekać jeszcze przez moment, czy też wejść już teraz.
I kiedy podjął decyzję o tym, że jednak wejdzie do pokoju – decyzję popartą faktem, że dłoń hyunga uniosła się, prawie tak, jakby zamierzała za moment wsypać sobie wszystkie tabletki do gardła, to jednak w ostatniej chwili coś mu przeszkadzało.
Heechul wybuchnął śmiechem. Dzikim, nieopanowanym i bardzo nieprzyjemnie brzmiącym śmiechem, od którego Eunhyuk dostał dreszczy na całym ciele oraz spoglądał przez szparę w drzwiach z niemałym zaskoczeniem.
Głośny śmiech, który w którymś momencie przerodził się w histeryczny płacz.
Najważniejszy był jednak fakt, że tabletki, jedna po drugiej, lądowały z powrotem w pojemniku. Sam Hee wydawał się celebrować ten moment, śmiejąc się i płacząc jednocześnie oraz chowając buteleczkę z powrotem do szafki.
Hyukjae postanowił wycofać się i dać mu chwilę na uspokojenie emocji.
- Hyung, już jestem! – krzyknął z drugiego końca korytarza.




I w końcu podejmuje decyzję. 


Ostrożnie wysypał zawartość buteleczki na dłoń i uśmiechnął się delikatnie. Mógłby zrobić z niej użytek i ulżyć tej dziwnej, opanowującej jego umysł chęci połknięcia wszystkich tabletek na raz. Wtedy wszystko by się skończyło – jego niezrozumiała samotność, smutek, który wciąż wygodnie mościł się w jego sercu, jego ogromna niechęć i obojętność w stosunku do świata i ludzi, jego rosnącą nienawiść do muzyki, którą niegdyś kochał tak bardzo…
Ale czy to nie byłoby zbyt proste? Czy tego właśnie chciał? Poddać się właściwie bez walki? Czy tak właśnie postąpiłby wielki Kim Heechul, którego wszyscy podziwiali za niezłomność charakteru…? Co prawda on wcale nie był niezłomny, ale czy naprawdę chciał kończyć w ten sposób już teraz?
W sumie… dlaczego nie, dwa lata wstecz, po odejściu Hangenga… już wtedy zrodziła się w nim taka myśl, jednak wtedy był to rozpaczliwy ruch zmęczonego smutkiem i wypalonego stratą bliskiej osoby, człowieka. A teraz… teraz chciał to zrobić tak po prostu. Bo…
Bo miał wrażenie, że życie mu się znudziło. Tak po prostu, egoistycznie mu się znudziło. Bo nie chciał już być jego częścią, nie chciał cierpieć bez powodu, nie chciał więcej płakać, nie chciał bać się każdego kolejnego dnia i faktu, że może nie przytrafić mu się już nic dobrego…
Uniósł dłoń; i wtedy dotarło do niego, jak bardzo głupim posunięciem byłoby to, co jeszcze kilka minut wcześniej zamierzał zrobić. Jak dalekie w konsekwencjach mogłoby się to stać już nie tyle dla niego, co dla wszystkich innych… Poza tym, to przecież niczego nie rozwiąże… niczego…
Roześmiał się, jednak wydawało mu się, że to ktoś inny, ktoś z zewnątrz wyśmiewa się z jego głupoty. Że wyśmiewa jego szczeniackie, idiotyczne postępowanie, które mogło zniszczyć tak wiele.
Poczuł łzy na policzkach i pozwolił im płynąć swobodnie podczas, gdy on wrzucał tabletki do buteleczki i chował ją w szafce.
To była trudna, ale właściwa decyzja. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Usłyszał nawoływanie Hyukjae, które tylko utwierdziło go w tym przekonaniu.




I przez chwilę czuje się nieco bardziej spokojnie. 


- Hyung, znalazłeś to pudełko? – Hyuk wsunął głowę do pokoju, uważnie przypatrując się twarzy Heechula, na której nie było już śladów łez. Wydawał się za to dziwnie spokojny.
- Wiadomo – podał mu pakunek. Młodszy podziękował i pamiętając, że nie może tracić czasu, chciał już wyjść z pomieszczenia, jednak powstrzymała go przed tym dłoń Heechula, która nagle zacisnęła się na jego nadgarstku. Drżąca, zimna dłoń zmusiła go do zmiany planów, przynajmniej na chwilkę. Obrócił się i spojrzał na Hee, który zasłonił oczy wolną ręką i po chwili przyciągnął dongsaenga do siebie, mocno go do siebie przytulając i wciąż nie przestając dygotać.
Hyuk poklepał go pocieszająco po plecach i odwzajemnił uścisk czując, że tamten potrzebuje właśnie takiego gestu z jego strony.
- Wszystko w porządku, hyung? – wyszeptał.
- Tak… teraz tak – odparł tamten, zaciskając dłonie na bluzie Hyukjae i biorąc głęboki wdech.
Dźwięk telefonu przerwał panującą między nimi ciszę. Heechul odsunął się od przyjaciela i uśmiechnął w charakterystyczny, nieco ironiczny sposób.
- Kaczy się najwyraźniej niepokoi, idź już – polecił, opierając się o ścianę i przymykając oczy.
Eunhyuk kiwnął głową i wyszedł, pomachawszy mu wcześniej na pożegnanie.
- Głupia małpo, dziękuję… – mruknął, kiedy odgłos krzątającego się rapera zupełnie zniknął.

czwartek, 15 listopada 2012

9.


Pozbawiony wątpliwości. 


Wpatrywał się w rządki zapisanych na niewielkiej kartce, liter oraz na zaadresowaną już kopertę, która tylko czekała, by nakleić na nią znaczek i wysłać w świat, razem z listową zawartością, co też chwilę później uczynił. Nie wahał się ani przez moment. Skoro już to napisał, skoro podjął taki wysiłek, to musiał doprowadzić to do końca. 
I tylko raz, przez krótką chwilę żałował. Kiedy mała koperta dopiero co wylądowała w czerwonej skrzynce. Żałował, że napisał tak mało; że nie umiał opisać wszystkich swoich uczuć. 
Postanowił, że zrobi to innym razem. Bo podejrzewał, że na jednym liście nie skończy. Bo czuł potrzebę przelewania swoich myśli na papier i wysłania ich tej osobie, choć wcale jej nie znał. To jednak zdawało się być tylko dodatkową zaletą. 




Odrobinę obojętny. 


Od jakiegoś czasu przechadzał się przypadkowymi ulicami, krążąc to tu, to tam bez celu. Wiejący, jesienny wiatr przejmował go chłodem i sprawiał, że cały dygotał. Ale on nie miał nic przeciwko, a nawet pragnął, by zimno wdało się we wszystkie zakamarki jego ciała, zaziębiło je i przy okazji sprawiło, że zamarznie mu serce. 
Szedł przed siebie i po raz pierwszy od dłuższego czasu nie przejmował się tymi kilkoma szajbuskami, które podążały za nim przez cały ten czas udając, że wcale nie są nim zainteresowane. 
- A łaźcie sobie, co mi tam. Jutro nogi wam z dupy poodpadają po takim spacerze – mruknął z wrednym uśmiechem na ustach i rozejrzał się dookoła, szukając dziwnych uliczek, w których jeszcze nie był. 
Normalnie nigdy nie pozwoliłby sobie na ciąganie tych głupiutkich dziewczątek po jakiś dziwacznych, a nawet, zważywszy na to, że słońce zaszło już jakiś czas temu, niebezpiecznych miejscach, ale z dziką satysfakcją zauważył, że jest mu tak naprawdę wszystko jedno, co stanie się zarówno z nimi, jak i z nim – wiedział bowiem, iż niebezpieczeństwo czeka nie tylko na młode kobiety. Poza tym… wiedział, że może być z kobieta pomylony. Szczególnie teraz, kiedy zapuszczał włosy. 
Mimo to wszedł w ciemną uliczkę, odstraszającą innych jarmarcznym hałasem i odorem zgnilizny. 
Nie minęła chwila, a ktoś zaszedł go od tyłu, bełkocząc coś niezrozumiałego i przyciągając do siebie. Do jego nozdrzy dostała się mdląca woń alkoholu, jaką musiał wlać w siebie ten osobnik. 
Heechul westchnął cicho, ale nie zrobił niczego, by się uwolnić. 
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy – charczał niewysoki, krępy ahjussi – czyż to nie nasza cudowna gwiazda wszechświata? Przyszedłeś bratać się z plebsem, młody człowieku? 
Hee milczał, wpatrując się w ciszy w małe, przekrwione oczy pijanego mężczyzny. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Postanowił więc poczekać na rozwój wydarzeń. 
- Czekaj, zawołam swoją starą, niech no zobaczy, kto tu nam się napatoczył – ahjussi roześmiał się nieprzyjemnie, po czym chwiejnym krokiem wtoczył się do jakiegoś podrzędnego, brudnego lokalu. 
I już z niego nie wyszedł, chociaż Heechul czekał na niego jakiś czas, oparty o zimny, ceglany mur. 
W końcu, z jakimś dziwnym uczuciem rozczarowania, ruszył dalej, kończąc w jakimś podrzędnym nocnym lokalu, w którym pozwolono mu zasiąść przy pianinie pod warunkiem, że kupi co najmniej trzy butelki soju. Zgodził się od razu i zasiadł na starym, zniszczonym stołku, przyglądając się instrumentowi. 
Ile to już czasu minęło, odkąd po raz ostatni zamieniał uczucia w muzykę? Policzył w myślach i wyszło mu, że zaledwie kilka miesięcy – a miał wrażenie, jakby minęły lata, odkąd czuł pod opuszkami palców chłód i gładkość klawiszy. Przycisnął kilka z nich. Sala natychmiast napełniła się dźwiękiem. 
- Zagraj pan coś smutnego – usłyszał z głębi pomieszczenia – żona mnie właśnie zostawiła… 
- Ya, nie powinien ci w takim razie zagrać czegoś radosnego, na poprawę nastroju? – zapytała jedna ze starszych kobiet siedzących przy barze. 
- Posrało cię, kobieto? – odpowiedział tamten, po czym zwrócił się do idola – Osobiście wyleję ci na łeb pomyje, jeśli zagrasz coś wesołego, rozumiesz? 
Przytaknął; prośba mężczyzny była mu bardzo na rękę. 




Kruszy się i płacze. 


Powoli, ale z całą stanowczością zamieniał to dławiące go od dłuższego czasu uczucie w muzykę. Każde niebezpiecznie przeszywające go drgnienie serca składało się na melodię, która rozrywała całe pomieszczenie, rozdzierając na strzępy resztki radości, które gdzieniegdzie zalęgały się po kątach. 
Długie, marmurowe palce zdawały się tonąć między falą biało-czarnych klawiszy, dziko walcząc z każdym niemal dźwiękiem, nadając mu wyjątkowe znaczenie. 
Ciężkie, nieprzyjemne nuty przytłaczały wszystkich słuchających; miało się wrażenie, jakby cały świat zamknął się do instrumentu i tych najciemniejszych zakamarków serc. 
Muzyka, która zamiast dawać nadzieję, bez zahamowań ją odbierała. Każdą najmniejszą drobinkę optymizmu brutalnie zamieniała w proch. Gromadziła łzy w kącikach oczu, ale nie pozwalała na ich popłynięcie. 

Myślał, że gdy zacznie grać, poczuje się dużo lepiej, jednak wywołało to odwrotny skutek – muzyka, którą sam stworzył, odebrała mu ostatnie kawałki dobrych myśli. 
Czuł się jak złapana w potrzask zwierzyna, która robi sobie krzywdę za każdym razem, gdy próbuje się wydostać z pułapki. 
Pospiesznie otarł łzy z policzków, podnosząc palce znad wilgotnych klawiszy i obracając się przodem do zebranych, próbując dostrzec ich reakcje. 
Spoglądali na niego ze smutkiem, ale pełni niekrytego podziwu. 
Spróbował się uśmiechnąć, by chociaż tak podziękować za tych kilka braw, jakie rozległy się w lokalu, ale na jego usta wpłynął jedynie przykry grymas, w niczym nie przypominający uśmiechu. 
Westchnął cicho, podszedł do baru i zamówiwszy drinka, usunął się w cień, w ciszy wsłuchując się w cudze rozmowy i rozkoszując się cierpkim smakiem alkoholu, który dodatkowo palił go od środka. 
Ale czym był ten ogień w porównaniu do tego, który trawił go na co dzień… 




Płaczący mężczyzna przestaje mieć siły, by udawać… 


Brzęczenie telefonu w jego kieszeni, pomimo, iż starał się je ignorować, powoli doprowadzało go do szału. Ktoś najwyraźniej nie był w stanie pojąć tego, że w tej chwili nie chciał z nikim rozmawiać. 
- Hyung – usłyszał, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć – hyung, tu Kibum. Zgubiłem poprzedni telefon, no i to mój nowy numer. 
- Nie mogłeś wysłać mi wiadomości? – warknął do słuchawki, wkładając sobie kawałek lodu do ust. 
- Nie poszedłbyś ze mną na miasto, hyung? – padła propozycja. 
Heechul przez moment zastanawiał się nad odpowiedzią. Z jednej strony nie miał ochoty z nikim się widzieć, a z drugiej – nie widział się z tym dzieciakiem od własnych urodzin, więc wpadałoby się jednak spotkać… 
- Za pół godziny w tej knajpie, co zawsze – zarządził. 
Miał dziwne wrażenie, że to będzie ich ostatnie spotkanie w tym roku. 

I nie mylił się. Jego młodszy kolega oznajmił, między kolejnymi kieliszkami soju, że niedługo wybiera się do Chin w związku z nową dramą. Był przy tym niesamowicie podekscytowany. Tak bardzo, iż nie zauważył, jak spojrzenie jego przyjaciela z każdym jego słowem stawało się coraz bardziej pochmurne. 




Nie zdaje sobie sprawy... 


Wrócił do dormu nad ranem, dziękując losowi, że nie musi przez cały dzień nigdzie wychodzić. Jedyne, czego teraz potrzebował to kubek herbaty i ciepło własnej pościeli. Zrezygnował jednak z gorącego napoju, rzucając się na łóżko i ciężko oddychając. Pragnął zasnąć na bardzo, bardzo długo. Najlepiej na całe życie, na walkę z którym powoli zaczynało mu brakować sił. 
Gdy wydawało mu się, że już zachwalę uda mu się wpaść w objęcia Morfeusza, jego telefon zabrzęczał po raz kolejny. 
- Heechul-ah! – mężczyzna usłyszał miękki, odrobinę zatroskany głos lidera – jesteś w mieszkaniu? 
- Ta, a co? – wychrypiał w odpowiedzi. 
- Spałeś – stwierdził Leeteuk – przepraszam. Ale możesz coś dla mnie zrobić? 
Hee przytaknął. Skoro i tak został już rozbudzony, było mu wszystko jedno, o co poprosi go przyjaciel. 
- Gdzieś w biurku zostawiłem takie czerwone pudełko, a jest mi dzisiaj strasznie potrzebne – tłumaczył – mógłbyś je znaleźć? Za kilka minut przyleci do ciebie Hyukkie, ale zależy mi na czasie, więc… 
- Więc lepiej by było, gdybym ja to wcześniej znalazł i od razu mu przekazał? – dokończył młodszy mężczyzna, po czym westchnął – robi się, hyung. 
- Dzięki – usłyszał głos pełen ulgi – jak wrócę, ugotuję ci moje popisowe danie! Cześć! 




… że tak naprawdę, właśnie się poddał. 


Mała, wysuwana szafka mieściła w sobie dwie rzeczy. Ostrożnie wyjął jedną z nich, nie znając zawartości i odłożył na bok z niemałą satysfakcją. Wcale nie musiał szukać tego pudełka jakoś specjalnie długo, więc nic, tylko czekać, aż Hyukjae pojawi się w dormie i je odbierze, a on w końcu zanurzy się w miękkiej pościeli. 
Jednak zauważył tam też drugą z nich; opakowanie dużo mniejsze od poprzedniego, ale także bardziej kuszące, ponieważ z jej zawartości doskonale zdawał sobie sprawę. 
Sięgnął po nie i otworzył. 
Jego oczom ukazało się to, co spodziewał się zobaczyć.

piątek, 26 października 2012

8.



Rozbity jak pusta butelka soju.


Blade, mrugające światło telewizora padało na dwie ludzkie sylwetki. Jedna z nich leżała, oparta na kolanach drugiej i beznamiętnie gapiła się w wyświetlane na ekranie obrazy.
Obie chciały się odezwać, ale jakoś nie potrafiły znaleźć odpowiednich słów.
- Heechul… - spróbowała po jakimś czasie kobieta, jednak nie otrzymała od niego odpowiedzi. Mało tego, mężczyzna nie poruszył się nawet o milimetr, jakby celowo nie chcąc zareagować na dźwięk swojego imienia. – Heechul – powtórzyła, przykładając dłoń do jego zaczerwienionej twarzy.
Burknął coś pod nosem, usiłując skupić rozbiegany wzrok na twarzy siostry, co po tylu butelkach soju, ile niedawno opróżnił, było czynem niemalże niemożliwym.
- Myślałam, że mi powiesz, dlaczego postanowiłeś upić się prawie do nieprzytomności akurat w moim mieszkaniu, ale chyba już nie jesteś w stanie… - kobieta zmieniła taktykę. Teraz postanowiła go odrobinę podpuścić.
- Ale do kogo ty mówisz? – odezwał się w końcu młodszy, unosząc prawą dłoń i palcem wskazującym dotykając czubka swojego nosa – Że niby do mnie?
- A czy widzisz tu kogoś jeszcze, oprócz nas?
- A sklonowałaś się, noona, czy coś?
Kobieta zmarszczyła brwi. Nie rozumiała, co ten człowiek bredzi.
- Nie, jestem tu tylko ja. No i ty.
- A widzisz, czyli to mi się dwoi! Ciekawe, czy jak wypiję więcej, to się potroi… - Heechul podniósł się z kolan siostry i sięgnął po kolejną butelkę z alkoholem, jednak wcale w nią nie trafiając. – O, soju mi ucieka… - zauważył, machając dłonią w powietrzu – patrz, noona, jakie wredne to to. Ucieka, jak ja.
Mężczyzna niechcący strącił szkło, które potłukło się, spadając z dość wysokiego stolika.
- I ja to będę musiała sprzątać – Heejin omiotła pokój spojrzeniem i westchnęła, z powrotem skupiając się na swoim bracie, który tymczasem sturlał się z kanapy i na czworaka dotarł do pozostałości po butelce.
- Widzisz, ja też jestem taki roztrzaskany. I niczego już we mnie nie ma. I teraz nadaję się tylko do wyrzucenia.
Kobieta przykucnęła przy Hee.
- Noona, bo ty zaraz powiesz, że gadam głupoty, bla bla bla.
- Całe życie gadasz głupoty – wzruszyła ramionami.
Heechul zaśmiał się głupkowato i trącił potłuczone denko palcem. Po chwili poczuł znajome pieczenie; na opuszce wykwitła niewielka kropla krwi.
- Ale noona, potłuczonego człowieka nikt nie potrzebuje. Zniszczonego człowieka trzeba się pozbyć. – to mówiąc, cofnął się w stronę kanapy, na którą wdrapał się niezgrabnie, by chwilę potem zasnąć głębokim snem.
Heejin, zbierając odłamki i sprzątając dookoła, usiłowała zrozumieć, co brat próbował jej przekazać. Dlaczego uważał, że jest „roztrzaskany”? Czy stało się coś, co sprawiło, że wyglądał tak jak wtedy, gdy tchnięty jakimś irracjonalnym pomysłem pijanego idioty, próbował pozbawić się życia?
Co mogła zrobić, żeby się tego dowiedzieć i żeby mu pomóc?
Przecież zazwyczaj nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele…




Zaprogramowany na życie.


Miał wrażenie, że zachowuje się jak robot. Jak maszyna zaprojektowana do wykonywania swoich zadań, tylko że z bijącym sercem, które przysparzało mu jedynie bólu.
Wstawał, wychodził z domu, jechał do miejsca odbywania służby, tam spędzał kilka godzin na czynnościach, których potem nawet nie pamiętał, potem włóczył się po mieście, chodził pograć w LoLa, spotykał się ze znajomymi, rozdawał przyklejone uśmiechy. Czasami pozował do fotografii, raz po raz ulegając prośbom fanów.
A po powrocie rzucał się na łóżko, nie sprawdzając nawet, czy Heebum ma co jeść. I leżał tak dłuższą chwilę, zupełnie bez ruchu, oddychając bardzo powoli; tak, jakby nawet to było dla niego ciężarem.
Miał wrażenie, że zapętlił się w tej, tak zwanej „normalności”, która wbrew pozorom nie była jego normalnością.
Jedyne, czego był pewien to fakt, że musiał się z tej pętli jakoś wydostać. I jednocześnie nie opuszczało go poczucie, że tak się nie da.
Że wyrwać się może tylko w jeden sposób. Sposób, który przerażał go i pociągał jednocześnie. Był jak ciemna zasłona, która skrywała tajemnicę, którą jednak odkryje, kiedy przekroczy bezpieczną granicę.
Coraz częściej chciał ją przekroczyć i zerwać tę zasłonę. Nawet jeśli porażające światło, jakie się za nią znajduje, miałoby wypalić mu oczy.
Wszystko, byle tylko poczuć się wreszcie wolnym od własnego umysłu, który nie pozwalał mu normalnie funkcjonować…




Pozbawiony nawet przyjaźni ze słowami…


Wszystkie uczucia, które gromadziły się w jego sercu i stawały się jego dręczycielami, przelewał zazwyczaj w muzykę lub słowa, pozbywając się w ten sposób ich nadmiaru.
Pozwalał wyrazom mówić za niego; opowiadać historie, za którymi kryła się cząstka jego samego i która mieściła w sobie jego problemy, z których nie potrafił się nikomu zwierzyć.
Proces twórczy, który był dla niego jak magia, powodująca, że wszystko co złe, rozpływało się nagle, jakby dzięki czarodziejskiemu zaklęciu.
Ale te czary niedawno przestały działać. I wszystkie zmartwienia, nie potrafiąc odnaleźć ujścia, kładły się ciężarem na jego sercu.
Lecz mimo to siadał przy biurku, lub też na ulubionym, szerokim parapecie i popijając herbatę, przepełniony nadzieją czekał na coś, co sprawi, że ta blokada, która utworzyła się gdzieś w jego wnętrzu zniknie, po raz kolejny pozwalając słowom płynąć wartkim strumieniem. Czuł, że tylko w ten sposób mógłby spojrzeć na wszystko z dystansem i zrozumieć to, czego ostatnio pojąć nie potrafił. Własnych, splątanych myśli.
Ale czekał na próżno. Słowa również były przeciwko niemu. Tak jak cały świat, który udawał jednak, że mu na nim zależy; że usiłuje go zrozumieć. Jednak on wiedział, że to wszystko było jedynie ułudą. Że tak naprawdę, ten cień zainteresowania ze strony wszystkich wynika jedynie z chęci pozbycia się ewentualnych wyrzutów sumienia.
Ponieważ jedyne, co robili, to udawane współczucie, które nie wymagało większego wysiłku. Niektórzy posuwali się do kilku niezwykle mądrych, ale nikomu niepotrzebnych rad. I to wszystko.
A nie o to chodziło.
Dlaczego nikt, zamiast pytać, czy potrzebuje pomocy – na co on, wiedząc, że tak naprawdę nikt nie pragnie, by odpowiedział twierdząco, zaprzeczy z całą mocą – nie zapyta "jak mogę ci pomóc?" – Skoro i tak widzą, że tej pomocy potrzebuje…
Heechul wiedział, że niewielu byłoby stać na taki gest. I pomimo tego, że przed całym światem udawał, że wcale nie potrzebuje, by mu takie pytanie zadać, tak naprawdę gorąco go wyczekiwał.




bezwiednie…


Przed sobą miał nieduże, ale niezwykle głębokie pudełko, w które wpatrywał się od kilku minut zastanawiając się, czy jest sens w ogóle do niego zaglądać.
Kilka dni wcześniej otrzymał je od siostry, która oznajmiła, że w środku znajdują się wiadomości od fanów. Czyli jak zawsze prawdopodobnie znajdzie się tam sterta listów z mniej lub bardziej poetyckimi wyznaniami miłości, ewentualnie jakiś rysunek, wycinanka czy też inna forma artystycznej ekspresji.
Długimi, szczupłymi palcami przejechał po krawędziach przedmiotu i powoli uniósł wieczko. Wyciągnął z niego zawartość – całe naręcze różnokolorowych kopert, z jego imieniem na przedzie – czyli było dokładnie tak, jak się spodziewał.
Jednak jedna z nich różniła się od pozostałych. Choć może właściwiej byłoby powiedzieć, że to te pozostałe były inne od tej konkretnej.
Biała, zwyczajna koperta. Niby nic specjalnego, kilka identycznych leżało tuż obok.
Ale ta miała, poza jego imieniem, adres zwrotny. Mimo, iż była bez znaczka.
Heechul zastanawiał się przez chwilę, jaki też jest powód, dla którego ten adres tam widnieje. Po chwili uznał to jednak za pomyłkę i roztrzepanie fanki. I już miał odłożyć list na stertę pozostałych, kiedy nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
Usiadł przy biurku i wyciągnąwszy kartki, zaczął pisać, nucąc pod nosem jakąś rzewną melodię.




… podejmuje ryzyko, by tylko ulżyć cierpieniu swojej duszy. 


To takie dziwne uczucie, pisać do fanki, nawet nie przeczytawszy wcześniej tego, co napisała do mnie… Nie, nie przejmuję się tym specjalnie, po prostu uważam, że to trochę dziwne.
Tak jak to, że na kopercie znalazł się Twój adres… Zrobiłaś to odruchowo, przez pomyłkę czy może… specjalnie, licząc na łut szczęścia? W sumie, cokolwiek by to nie było – udało Ci się. W końcu właśnie Ci odpisuję. Powiedzmy.



Tak sobie myślę, że muszę być naprawdę głupi, albo zdesperowany… albo jedno i drugie, żeby robić coś tak idiotycznego, jak pisanie do jednej z fanek – nie bierz tego do siebie, ale spójrz – nie mam pojęcia, kim tak naprawdę jesteś ani jaka jesteś i czy przypadkiem po otrzymaniu tego listu nie pochwalisz się nim z całym światem i nie wyniknie z tego jakiś skandal. Jestem tego świadomy, a i tak to robię… to chyba dlatego, że aktualnie wszystko mi jedno. Jest mi to obojętne do tego stopnia, że zamierzam nawet napisać Ci coś, czego nie mówiłem dotąd nikomu, nawet najlepszym przyjaciołom. Nie wiem, dlaczego. Po prostu są takie sprawy, których nie mogę wyjawić nikomu z nich i już.
I nie liczę nawet na Twoje zrozumienie; robię to tylko i wyłącznie do siebie, żeby móc pozbyć się tego irytującego szumu w mojej głowie. 

A szumi mi wiele rzeczy. Tak wiele, że właściwie nie wiem, ile dokładnie ich jest. 
Wiesz, mam chorą matkę. Nie jakoś poważnie, ale jednak chorą. I świadomość, że nie mogę teraz przy niej być i nie jestem w stanie niczego zrobić, bardzo mnie boli. Bo ona zawsze była przy mnie, kiedy rozwaliłem sobie kolano, albo gdy leżałem z gorączką. A ja nie mogę. 
Wiem, że ona nie ma o to do mnie żalu, ani nic, ale jednak… trochę to smutne, nieprawdaż? (Nie wiem, dlaczego postawiłem tu znak zapytania, przecież nie podam Ci swojego adresu, na który mogłabyś wysłać odpowiedź…) 

I to był akurat fakt, który jestem w stanie pojąć. Mam na myśli to, że reszta… to wszystko to raczej strzępki uczuć, jakieś dziwne tęsknoty nie wiadomo, za czym, samotność i smutek. I nie mają początku ani końca, więc nie wiem, jak mógłbym się z tego wyplątać. I nie sądzę, by ktokolwiek mógł zrobić to za mnie. A najgorsze jest to, że nie mam ochoty tak żyć. Chcę zmiany. Drastycznej.
Może nawet ostatecznej… Ale brakuje mi chyba jeszcze odrobiny, ja wiem… szaleństwa? 

Jestem zbyt szalony, by normalnie funkcjonować, za mało jednak, by przerwać to wszystko na zawsze. I przez to jestem po środku. 
A tak jest najgorzej. Naprawdę najgorzej. 
Gdybym tylko mógł ruszyć się w którąś ze stron. Obojętnie w którą… 
Cóż, to by było chyba na tyle. Jeśli to przeczytałaś i zachowałaś dla siebie - dzięki, jeśli czyta to teraz cały świat, bo Ci głupio zaufałem – trudno. 
Niech Ci się dobrze żyje,
希 .