środa, 3 grudnia 2014

13

Witam! Wróciło mi się po ponad roku, któż by się spodziewał? ^^;; Jeszcze niedawno wydawało mi się, że już żadnego fika nie napiszę, że zupełnie straciłam do tego serce, a tu proszę, coś tam nabazgroliłam... nie jest może zbyt długie i prawdopodobnie stylistycznie i merytorycznie też pozostawia wiele do życzenia, ale z jakiegoś powodu straszliwie chciałam się tym z wami podzielić
Ok, już nie marudzę, tylko zapraszam do czytania. Acha! Nie mam pojęcia, kiedy następna część... może za rok? :DDDDD (oby nie omg)



Ale i tak w końcu zmęczenie bierze górę i płaczący słabnie


— Cześć, hyung — przywitał go Donghae, gdy tylko pojawił się w pokoju tuż nad ranem. Machnął mu tylko przyjaźnie ręką, po czym rzucił się na łóżko. W głowie wciąż szumiało mu od nadmiaru alkoholu i głośnej muzyki, która wypełniała bar karaoke oraz w najpopularniejsze kluby w Hongdae. Nie spał od trzech dni i nic nie wskazywało na to, żeby ten stan rzeczy miał się zmienić. Na dodatek nogi drżały mu tak mocno, że ledwie na nich stał, a przez całą drogę do pokoju miał wrażenie, że podążają za nim jakieś cienie.
— Weź chociaż prysznic, hyung — usłyszał ciepły głos przyjaciela.
— Potem — jęknął, przytulając się do swojej ulubionej poduszki i przykrywając kołdrą. Miał nadzieję, że po dwóch przebalowanych dobach w końcu będzie w stanie zasnąć. Niczego w tej chwili nie pragnął bardziej jak tych kilku godzin, w czasie których jego organizm będzie w stanie zregenerować się przed kolejnym tygodniem służby.
Jego życzenie nie zostało jednak spełnione; godziny mijały, a on wciąż leżał na łóżku zupełnie rozbudzony. Dochodzące zza drzwi odgłosy również nie pomagały mu zasnąć. Z każdą minutą rosła jego irytacja i gdy tylko tuż obok jego twarzy pojawił się Heebum, który nagle wyglądał jak puma szykująca się do ataku, Heechul dość agresywnie zrzucił go z łóżka, zupełnie nie żałując tego, co zrobił. Gdy Donghae, martwiąc się o niego przyniósł mu szklankę gorącego mleka, rozbił ją, rzucając nią o ścianę. Był pewien, że to spisek i ten facet z twarzą łososia chce zrobić mu krzywdę. Tylko dlaczego Hae nagle zamienił się w gościa z głową łososia? Czyżby miał halucynacje? No chyba, że nie i że faktycznie był przybyszem z innej planety, a ci tutaj, puma i mężczyzna, chcieli go zgładzić. Nie mógł dać im tej satysfakcji, pragnął zaatakować pierwszy.
Nienawidził wszystkiego i wszystkich. Miał ochotę zmieść każdego z powierzchni Ziemi. Porozrywać na strzępy, zniszczyć, zabić i… w końcu porządnie się wyspać bez wspomagania magicznych białych tabletek.
Obiecał sobie tydzień wcześniej, że spróbuje je odstawić… musiał to zrobić, ponieważ zaczął się ich bać. Za każdym razem, kiedy spoglądał na szklaną buteleczkę, nachodziła go dzika ochota, by połknąć je wszystkie. Zdawały się do niego mówić, zachęcać, nęcić, by zażył je co do jednej. Powstrzymywał się przed tym resztkami silnej woli. Wiedział, że gdyby mu się nie udało, konsekwencje byłyby okropne, a mimo to wciąż coś ciągnęło go do tego malutkiego opakowania i jeszcze mniejszych tabletek.
— Dobra, hyung, koniec tego dobrego — Kangin bez zastanowienia usiadł na jego łóżku i zrzucił z Heechula kołdrę — albo weźmiesz te pieprzone tabsy na sen, albo pakuję cię do samochodu i jedziemy do szpitala.
— Nie chcę tabletek — zaprotestował Heenim słabym głosem, kopiąc młodszego kolegę w plecy — spadówa.
— Gówno mnie obchodzi, czego chcesz — głos Kangina brzmiał poważnie — masz iść spać i nie obchodzi mnie, jaką metodą. Wstawaj. Wychodzimy.
— Wypierdalaj stąd, jebany dziwkarzu — warknął Hee, wyobrażając sobie, że właśnie morduje swojego przyjaciela. Był wściekły. Czy ci wszyscy ludzie przestaną go kiedyś męczyć?
— Nie wyjdę. Chyba, że z tobą. Decyduj. Tabletki czy szpital?
— Nie chcę wychodzić na zewnątrz, dopiero wróciłem, do kurwy nędzy! — Mężczyzna czuł się przyparty do muru; był przemęczony, bliski furii i z całą pewnością bliski płaczu. Nie do końca wiedział też, co się dzieje. Rozumiał tylko, że Kangin chce go zmusić do połknięcia tabletek nasennych. Czyżby chciał go zabić? Chciał pomóc mu umrzeć?
— Siwonnie, chodź tu! — Hee wydawało się, że się przesłyszał? Co Siwon miałby tu robić? Nie chciał tu Siwona, na pewno nie z jego błogosławionym, jasnym uśmiechem i głosem, który może i mógłby uspokoić stado wściekłych drapieżników, ale w Heechulu wywoływał zgoła odmienne uczucia. Tylko nie Siwon. Tylko nie tabletki. Tylko nie to.
— Hyung… — Siwon pochylił się nad nim — daj sobie pomóc, co? Wiem, że możesz teraz nie myśleć na trzeźwo, po tylu dniach bez snu i w ogóle…
— Zamknij się.
— Hyung, o co ci chodzi, to tylko kilka głupich pigułek — zirytował się jeszcze bardziej Kangin — po prostu połknij je i idź spać, a nie tylko przysparzasz nam problemów.
— Kanginie hyung… — Siwon położył mu dłoń na ramieniu i pokręcił głową. — Nieprawda, hyung — zwrócił się do zdezorientowanego Heechula — nie jesteś dla nas problemem, żadnym.
— Jestem — oświadczył — jestem i dlatego chcecie, żebym połknął je wszystkie, żebym w końcu zniknął, żebyście mieli ze mną spokój, kurwa mać!
— Oszalałeś?! — Kangin wstał i gapił się na niego zaskoczony — masz jakieś omamy czy co?!
— Tak, hyung, coś sobie wmawiasz — spokojny głos Siwona sprawiał, że trzydziestolatek zaczynał trząść się ze wściekłości, zaciskając pięści, gotów zaatakować w każdej chwili. Miał dość — zaraz ktoś przyniesie ci kubek wody i tabletki… minuta i będzie po sprawie…
— Nie chcę jebanych tabletek, ile mam wam powtarzać! Boję się tych pierdolonych tabletek, boję się, do cholery! Boję się, że jak wezmę jedną, będę chciał wziąć je wszystkie! Boję się, kurwa, ile razy mam wam to powtarzać, zanim zrozumiecie?!
Kangin i Siwon spojrzeli na siebie zaskoczeni. Również podsłuchująca pod drzwiami reszta zespołu plus Gunhee, który wpadł na moment nie wiedziała, co o tym myśleć. To był pierwszy raz, kiedy słyszeli od niego o czymś takim i dłuższą chwilę zajęło im zrozumienie, że ich przyjaciel prawdopodobnie przez dłuższy czas chciał o tym porozmawiać i wyobrażał sobie te dyskusje wiele razy, a teraz po prostu coś pomieszało mu się w głowie.
Hyukjae sięgnął po telefon i wyszedł na zewnątrz. Wrócił dwie minuty później i wszedł do pokoju Heechula, w którym Siwon próbował wciąż przekonać swojego hyunga do wzięcia leków. Heenim płakał, zasłaniając się poduszką. Heebum pomiaukiwał w kącie.
— Dość — oświadczył — dość. Lekarz będzie tu za moment. Hyung, dostaniesz zastrzyk, dobra? Wyśpisz się, a potem pogadamy.
— No, kurwa, nie można tak było od razu? — jęknął Heechul, nieco się uspokajając.
— Wybacz, to nasza… moja wina… zapomniałem, że te tabletki… no, przepraszam.
— Dobra, wszystko jedno, po prostu sobie idź. Niech wszyscy już sobie pójdą.


martwiąc innych.


Niski, siwy starszy pan po cichu zamknął drzwi i poprawiwszy okulary w okrągłych oprawkach, odszukał wzrokiem mężczyznę, który go wezwał.
— Powinien spać aż do rana — zwrócił się do Eunhyuka i wyciągnął w jego kierunku dłoń z niewielką, białą karteczką.
Hyuk odebrał ją i spojrzał na zapisane na niej słowa i liczby. Kilka sekund wystarczyło, by w pełni pojąć ich znaczenie.
— Och. Mam go zmusić czy postarać się, by przyszedł z własnej woli?
— Przyprowadzanie pacjenta siłą jest dopuszczalne tylko w ostateczności. Proszę spróbować z nim porozmawiać.
— Czy jego stan… czy on… No, czy to poważna sprawa?
— Nie jestem w stanie tego stwierdzić na pewno, ale z tego, co tłumaczył mi pan przez telefon, to… no cóż, pana przyjaciel może potrzebować pomocy specjalisty, choć nie musi. Naprawdę mam za mało informacji, przykro mi. Proszę umówić się na wizytę i wtedy dopiero…
— Tak, dobrze — Hyukjae przygryzł dolną wargę, mocno się nad czymś zastanawiając. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał odbyć z Heechulem rozmowę na temat jego zachowania, ale kompletnie nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać i świadomość tego bardzo mu ciążyła.
— No dobrze. Jeśli nie ma pan do mnie więcej pytań, panie Lee, to ja już pójdę — kiwnął głową w geście pożegnania.
Eunhyuk westchnął bardzo ciężko i skierował swoje kroki do salonu, w którym stało się nagle niecodziennie tłoczno. Wszyscy chcieli znać odpowiedź na wiele, wiele pytań, a on nie mógł im ich dać.
Siedzący na brzegu kanapy Gunhee poderwał się z miejsca. Zazwyczaj radosna twarz przybrała poważny wyraz.
— Ta banda tutaj — wskazał kciukiem za siebie — powiedziała mi, że ty mi wszystko wyjaśnisz. No to wyjaśniaj. Co tu się dzieje, do ciężkiej cholery?
— Nie zauważyłeś… hyung?
— Czego niby? Oprócz tego, że ten idiota nie spał tak długo, że od paru dni wyglądał jak chodząca śmierć? I był w beznadziejnym humorze, ale to chyba przez to… nie?
— Nie — Gunhee usłyszał głos z głębi pokoju — podejrzewamy, że nie.
Zaklął cicho. Czyli jednak. Nie zdziwiło go to, znał Heechula od piętnastu lat i gdzieś w zakamarkach jego umysłu już dawno pojawiła się pewna myśl, która za moment prawdopodobnie miała znaleźć potwierdzenie w ustach kolegów z zespołu jego przyjaciela.
Oparł się o ścianę i słuchał, od czasu do czasu kiwając głową.
Sytuacja nie wyglądała zbyt kolorowo. Ale wiedział, że to da się zmienić. Jakoś.


Płaczący czasem musi się komuś zwierzyć.


Hej, to znów ja. A to ci niespodzianka, co?
Lubię do Ciebie pisać. Nie wiem, dlaczego, po prostu lubię. Ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego ciągle jesteś zdziwiona, że odpowiadam na Twoje listy. Dlaczego miałbym nie? Szczególnie, że z jakiegoś powodu niesamowicie mnie intrygujesz. Przyłapuję się czasem na tym, że zastanawiam się, jak wyglądasz (wiem tylko tyle, ile sama mi do tej pory zdradziłaś… czyli praktycznie nic… btw. skąd wiesz, że nie masz ładnych nóg? Może dla Ciebie nie są ładne, a dla kogoś innego już tak!), ciekaw jestem, co lubisz a czego nie, no i co za tajemnicę tak skrzętnie starasz się przede mną ukryć… tak w ogóle, to zupełnie nie rozumiem, dlaczego mówisz mi tylko troszkę, trochę mnie to irytuje, jak mam być szczery. Kawę na ławę, poproszę. Nawet, jeśli jak piszesz, pisanie o sobie nie przychodzi Ci łatwo. Zrób to. Chcę wiedzieć wszystko od początku do końca. Dlaczego? Nie wiem. Bo tak. Lubię wiedzieć wszystko o wszystkich, których znam.
Napisz. Będę czekał na Twój list z niecierpliwością. Twoje listy, mimo że nie są może jakoś specjalnie wesołe sprawiają, że przez chwilę jest mi jakoś tak cieplej na sercu.
O rany, dziadzieję z wiekiem. Nie dość, że mam fryzurę jak ajumma (mnie się tam podoba, ale jak zwykle zbieram baty…), to na dodatek jeszcze mięknę. Niedobrze.
Aaaaa tak w ogóle, to muszę Ci się z czegoś zwierzyć (oho, czyżbym przełączył się na tryb licealistki?) Te durnie z mojego zespołu myślą, że ja nie widzę, jak się o mnie martwią, że nie rozumiem samego siebie (a oni mnie owszem) i nie daję sobie pomóc. Ale ja nie potrzebuję pomocy, no bo w czym? Czy ktokolwiek inny jest w stanie sprawić, że przestanę czuć się jak zbity, samotny szczeniak? No nie sądzę. Poza tym chyba nie jest ze mną jeszcze tak źle. Umiem się sobą zająć, nie jestem dzieckiem nawet, jeśli czasem się tak zachowuję. Wnerwia mnie to straszliwie.
Dobra, przerwa obiadowa się kończy, muszę wracać do roboty.
Nie zapomnij napisać wszystkiego, ale to dosłownie wszystkiego o sobie!
 


Czasem bywa, że czegoś się wstydzi


Wciąż nie mógł uwierzyć, że aż tak dał się ponieść emocjom i zrobił awanturę godną zmęczonego dorastaniem trzynastolatka. Co prawda, nie pierwszy raz robił raban o jakieś drobnostki, ale chyba nie zdarzyło mu się nigdy, odkąd zamieszkał razem z resztą zespołu, naprawdę się tego wstydzić.
Przez kilka dni nie mógł spojrzeć nikomu w oczy, nie mówiąc już o jakiejkolwiek wymianie zdań. Nawet próby Donghae by choć przez moment z nim porozmawiać, kończyły się na zwykłym „tak tak, nie nie”. Sprawiło to, że dotychczas tętniący życiem pokój został po brzegi wypełniony nieznośną ciszą i mimo najszczerszych chęci obu kolegów, nic nie zapowiadało zmiany tej sytuacji.
Być może po prostu potrzebowali odrobiny czasu.


i chce za to odpokutować.


„Idziemy na mięsko? Ja stawiam” — napisał do wszystkich członków SuJu na KakaoTalk i obserwował, jak konwersacja zapełnia się wiadomościami od zadowolonych  i zapewne bardzo głodnych przyjaciół. Zebranie ich wszystkich przez różnice w grafikach graniczyło w tych dniach z cudem, ale dziwnym trafem jakoś się udało.
Po cichu obserwował, jak stół powoli wypełnia się przeróżnymi daniami i jak poszczególni członkowie zacierają ręce, ciesząc się na niewątpliwą ucztę, jaką im tego dnia zaserwował. Sam jednak nie miał ochoty na jedzenie. Nie oznaczało to, że nie był głodny, jednak nic, co trafiało przez ostatnie dni do jego ust, w ogóle mu nie smakowało. Nawet kiedy nachodziła go ogromna ochota na jakieś danie, po jego spróbowaniu ledwie udawało mu się powstrzymać mdłości.
— Hyung, nie jesz? — siedzący obok Sungmin szturchnął go w ramię — spiesz się, bo za chwilę już niczego nie będzie — ostrzegł go, uśmiechając się przyjaźnie.
Heechul odwzajemnił uśmiech. Sięgnął po swoją parę pałeczek i sięgnął po skwierczące kawałki mięsa, zawijając je w sałatę. Jadł powoli, dobrze przeżuwając każdy kęs i udając, że słucha tego, co przyjaciele mają mu do powiedzenia. A mieli bardzo dużo. Przekrzykiwali się wzajemnie i dzielili się najnowszymi plotkami, machając pałeczkami i kubkami z wodą tak energicznie, jakby od tego zależało ich życie.
W końcu Hee chwycił swój kieliszek, napełnił go przezroczystym płynem i sącząc go powoli, przyglądał się całej reszcie tak, jakby widział ich po praz pierwszy w życiu. W jednym momencie z niezwykle bliskich osób stali mu się zupełnie obcy. Miedzy nim a całą resztą wyrosła nagle znikąd potężna ściana, która sprawiała, że w żaden sposób nie potrafił poczuć się swobodnie.
Przeleciał wzrokiem po twarzach towarzyszących mu przyjaciół. I wtedy coś do niego dotarło. Jedna mała myśl, która wcześniej krążyła gdzieś po jego umyśle i dopiero teraz, omamiona odrobiną alkoholu, dała się złapać.
„Nie są przyjaciółmi; nie traktuję ich tak, jakby nimi byli”.
Kiedy to się zmieniło? A może zawsze tak było, że miał ich tylko za członków jednej, ogromnej rodziny, ale jako przyjaciół już niekoniecznie?
Nie chciał zaprzątać sobie tym głowy, naprawdę nie chciał. Problem w tym, że uczucie to przyczepiło się do niego wyjątkowo mocno i żadną miarą nie miało zamiaru odpuścić. Musiał się więc do niego przyzwyczaić jak do wielu innych rzeczy, które go w życiu denerwowały, a które musiał znosić.
Uśmiechnął się do Yesunga bezwstydnie zjadł porcję mięsa znajdującą się w pałeczkach kolegi.
Yesung spiorunował go spojrzeniem i już chciał powiedzieć coś, co przypomni hyungowi, że tak się po prostu nie robi, ale nagle zmarszczył brwi, jakby sobie coś przypomniał i jedynie pokręcił głową. To tylko dodatkowo zirytowało Heechula i sprawiło, że nagle stracił apetyt. A fakt, że z równowagi wyprowadziło go coś tak głupiego tylko pogarszał sprawę.
— Hyuuuuung — Sungmin zamachał mu przed oczami kieliszkiem — Heechullie — przeciągał każdą samogłoskę.
— Co?
— Twoja kolej na toast!
Heechul wziął głęboki wdech i wypalił coś niesamowicie głupiego, ale czego wstawieni już koledzy wcale nie zauważyli.
Uśmiechnął się i oparł policzek o dłoń. Od tej chwili zamierzał jeść, pić i po prostu obserwować. Ale absolutnie nie myśleć, ponieważ z tego jego myślenia nic dobrego się ostatnio nie brało.



1 komentarz:

  1. Nie ma dramatu, powiedzialas? Czyli bedzie gorzej..?
    W sumie... to dobrze, bo wole, jak sie tragedie dzieja w fanfikach. Ale, tego... Wow. ;; Czekam na wiecej - i OBY NIE ROK. :p

    OdpowiedzUsuń