wtorek, 20 listopada 2012

10.

Ach, miałam już napisaną inną wersję tej części i miałam już zakończyć tę historię... ale się rozmyśliłam. Jeszcze trochę się ze mną i z Hee pomęczcie~~
________________________________-


Mimo, iż gdzieś w pobliżu jest ktoś, komu na nim zależy… 




Miał dziwne przeczucie, że musi się pospieszyć i dotrzeć na miejsce w możliwie najkrótszym czasie. Niecierpliwie bębnił palcami w kierownicę, klnąc pod nosem na ogromny korek, jaki wytworzył się na moście za sprawą ciężarówki, która wywróciła się jakiś czas temu.
Niemal podskoczył w fotelu z radości, kiedy ponownie otwarto dodatkowy pas. Teraz mógł spokojnie dotrzeć na miejsce i zabrać to, czego potrzebował lider.
Lecz mimo wszystko odczuwał dziwny niepokój, który rósł w miarę zmniejszania się dystansu między nim a dormem. Coś było nie tak. Coś naprawdę było nie tak.
Hyukjae chciał przyspieszyć… ale, jak na złość, non stop zatrzymywało go czerwone światło, potęgując tym samym jego zdenerwowanie.
Zastanowił się przez moment, co też takiego może stać się z samego rana, kiedy w mieszkaniu znajduje się jedynie Heechul, który prawdopodobnie szuka teraz poleconej rzeczy.
I wtedy to do niego dotarło. Przerażająca myśl uderzyła w jego serce, rozprowadzając dreszcze po całym ciele.
Z hyungiem musi być coś nie tak. To musi być to.
Eunhyuk pokręcił głową, karcąc się cicho za głupie wymysły, jednak dziwne uczucie pewności nie chciało go opuścić.
Przyspieszył. Być może się mylił, być może z Heenimem było wszystko w porządku… ale musiał to sprawdzić osobiście.
Musiał jak najszybciej przekonać się, że przepracowany mózg wysyła mu dziwne obrazy, nie mające pokrycia w rzeczywistości.




On zdaje się tego nie rozumieć. 


- Hyukkie, jesteś już na miejscu…? – w słuchawce rozległ się dziwnie zaniepokojony głos Leeteuka.
- Nie, hyung, wciąż stoję w korku – pospieszył z wyjaśnieniami młodszy, ze złością wpatrując się w sznur samochodów przed nim. Dlaczego jest ich tak wiele o tej porze?! - coś się stało, że brzmisz tak… tak jakoś… - nie wiedział, jak ma zinterpretować ton lidera.
- Hyukjae, bądź tam najszybciej, jak się da… - mężczyzna po drugiej stronie zaczynał być roztrzęsiony – zapomniałem… Boże, ja kompletnie zapomniałem… - jąkał się przez moment.
- O czym?
- Ja… och, Hyukjae, Heechul jest ostatnio taki jakiś… że mu nie ufam w tej kwestii… jeśli on to znajdzie, to… Hyukjae, wydostałeś się już z tego korku?!
- Już prawie, hyung… ale co Heechul hyung miałby znaleźć, że brzmisz na aż tak zmartwionego?
Głos w słuchawce milczał przez moment.
- Moje tabletki nasenne, Hyukjae… tabletki. Całe opakowanie tabletek.
Eunhyuk na ułamek sekundy stracił panowanie nad kierownicą, po czym z jego ust popłynęło jedno krótkie przekleństwo.
- Hyukjae… on nie… nie, prawda?
- Mam nadzieję, że nie, hyung… ogromną nadzieję…




Płaczący mężczyzna… 


Malutka, biała, plastikowa buteleczka, a raczej to, co zawierała w środku, bardzo go pociągało. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jej wnętrze, na oko oceniając ilość znajdujących się tam tabletek. Wyglądała na całkiem nową, widocznie Leeteuk walczył ostatnimi czasy z bezsennością, co też sugerował napis na ulotce przyklejonej do zewnętrznej strony przedmiotu.
Delikatnie oderwał kawałek papieru i zaczął czytać; na jego zmęczoną i przygnębioną twarz wpłynął delikatny uśmiech. Przelatywał wzrokiem po kolejnych sylabach, chociaż tak naprawdę doskonale znał treść zamieszczonych informacji. Wiedział, jak zażywać ten lek, by nie zrobić sobie krzywdy, ale znał też ich drugą, znacznie bardziej niebezpieczną wartość. Wiedział, że źle spożyte mogą spowodować ogromne zmiany w jego organizmie, a nawet… jeśli odpowiednio to zorganizować… mogą go zabić.
Ale nie muszą. Istniała szansa, że po prostu stanie się rośliną, niezdolną do samoistnego funkcjonowania.
Jednak, spoglądając na te niewielkie, półokrągłe tabletki, nie mógł powstrzymać się od dziwnego pragnienia wiecznego snu.




jest obserwowany przez dłuższy czas.


Eunhyuk w końcu wydostał się z okropnego korka i pędził przed siebie na złamanie karku, w uszach wciąż mając słowa zmartwionego Jungsu.
Z trudem skupiał się na drodze i na znakach, które nakazały mu choć odrobinę ograniczył prędkość.
Gdy dotarł na miejsce, niemal wypadł z samochodu i nie zamknąwszy nawet drzwi na klucz, pognał na górę. Miał już chwycić poręcz znajdującą się tuż przy schodach, jednak przemyślawszy szybko sprawę, wybrał jednak windę, która dotrze na odpowiednie piętro dużo szybciej niż jego własne nogi.
Mimo, iż dotarcie pod prawidłowe drzwi zajęło mniej niż dwie minuty, jemu wydawało się, że stracił całą wieczność.
Dłonie trzęsły mu się tak bardzo, że trzy razy pomylił kod w drzwiach; w końcu, dysząc bardziej z nerwów niż ze zmęczenia, w butach przemierzył korytarz.
Zajrzał najpierw do pokoju Heenima, ale oprócz wpatrującego się w niego Heebuma, w pomieszczeniu nie było nikogo. Heechul musiał być w takim razie u Leeteuka.
Chciał zawołać swojego hyunga, ale zamiast zawołania, z jego gardła wydobył się cichy głos, podobny do żabiego skrzeku.
Zauważył, że drzwi do pomieszczenia są uchylone na dość dużą szerokość.
Jego oczom ukazała się pochylona sylwetka trzydziestolatka, który trzymał w ręce białą, plastikową butelkę i wpatrywał się w nią tak, jakby… jakby planował coś niezwykle niegodziwego. Jego nieprzyjemny uśmiech zdawał się to dodatkowo podkreślać.
Hyukjae poruszył się, planując znienacka wpaść do środka i zaskoczyć Hee, ale coś go powstrzymało i kazało obserwować rozwój wydarzeń.
Musiał się upewnić, że jego przypuszczenia są prawdziwe i że nie myli tego spojrzenia z całkiem niewinnym. Bo mógłby przez przypadek, w nerwach, oskarżyć hyunga o coś, czego, być może, wcale nie planował uczynić. Jednakże musiał pozostać uważny i wkroczyć w odpowiednim momencie, w razie potrzeby powstrzymać go przed czymś idiotycznym.
Drgnął niespokojnie, gdy ujrzał, jak na dużą, delikatną dłoń Heechula powoli wysypuje się równie jasna jak jego skóra, zawartość butelki. Kilka tabletek odbiło się od pozostałych i upadło na podłodze, tonąc w miękkim dywanie. Mlecznoskóry wpatrywał się w nie łagodnie, oddychając bardzo powoli.
Hyuk w tym czasie bił się z myślami – nie wiedział czy czekać jeszcze przez moment, czy też wejść już teraz.
I kiedy podjął decyzję o tym, że jednak wejdzie do pokoju – decyzję popartą faktem, że dłoń hyunga uniosła się, prawie tak, jakby zamierzała za moment wsypać sobie wszystkie tabletki do gardła, to jednak w ostatniej chwili coś mu przeszkadzało.
Heechul wybuchnął śmiechem. Dzikim, nieopanowanym i bardzo nieprzyjemnie brzmiącym śmiechem, od którego Eunhyuk dostał dreszczy na całym ciele oraz spoglądał przez szparę w drzwiach z niemałym zaskoczeniem.
Głośny śmiech, który w którymś momencie przerodził się w histeryczny płacz.
Najważniejszy był jednak fakt, że tabletki, jedna po drugiej, lądowały z powrotem w pojemniku. Sam Hee wydawał się celebrować ten moment, śmiejąc się i płacząc jednocześnie oraz chowając buteleczkę z powrotem do szafki.
Hyukjae postanowił wycofać się i dać mu chwilę na uspokojenie emocji.
- Hyung, już jestem! – krzyknął z drugiego końca korytarza.




I w końcu podejmuje decyzję. 


Ostrożnie wysypał zawartość buteleczki na dłoń i uśmiechnął się delikatnie. Mógłby zrobić z niej użytek i ulżyć tej dziwnej, opanowującej jego umysł chęci połknięcia wszystkich tabletek na raz. Wtedy wszystko by się skończyło – jego niezrozumiała samotność, smutek, który wciąż wygodnie mościł się w jego sercu, jego ogromna niechęć i obojętność w stosunku do świata i ludzi, jego rosnącą nienawiść do muzyki, którą niegdyś kochał tak bardzo…
Ale czy to nie byłoby zbyt proste? Czy tego właśnie chciał? Poddać się właściwie bez walki? Czy tak właśnie postąpiłby wielki Kim Heechul, którego wszyscy podziwiali za niezłomność charakteru…? Co prawda on wcale nie był niezłomny, ale czy naprawdę chciał kończyć w ten sposób już teraz?
W sumie… dlaczego nie, dwa lata wstecz, po odejściu Hangenga… już wtedy zrodziła się w nim taka myśl, jednak wtedy był to rozpaczliwy ruch zmęczonego smutkiem i wypalonego stratą bliskiej osoby, człowieka. A teraz… teraz chciał to zrobić tak po prostu. Bo…
Bo miał wrażenie, że życie mu się znudziło. Tak po prostu, egoistycznie mu się znudziło. Bo nie chciał już być jego częścią, nie chciał cierpieć bez powodu, nie chciał więcej płakać, nie chciał bać się każdego kolejnego dnia i faktu, że może nie przytrafić mu się już nic dobrego…
Uniósł dłoń; i wtedy dotarło do niego, jak bardzo głupim posunięciem byłoby to, co jeszcze kilka minut wcześniej zamierzał zrobić. Jak dalekie w konsekwencjach mogłoby się to stać już nie tyle dla niego, co dla wszystkich innych… Poza tym, to przecież niczego nie rozwiąże… niczego…
Roześmiał się, jednak wydawało mu się, że to ktoś inny, ktoś z zewnątrz wyśmiewa się z jego głupoty. Że wyśmiewa jego szczeniackie, idiotyczne postępowanie, które mogło zniszczyć tak wiele.
Poczuł łzy na policzkach i pozwolił im płynąć swobodnie podczas, gdy on wrzucał tabletki do buteleczki i chował ją w szafce.
To była trudna, ale właściwa decyzja. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Usłyszał nawoływanie Hyukjae, które tylko utwierdziło go w tym przekonaniu.




I przez chwilę czuje się nieco bardziej spokojnie. 


- Hyung, znalazłeś to pudełko? – Hyuk wsunął głowę do pokoju, uważnie przypatrując się twarzy Heechula, na której nie było już śladów łez. Wydawał się za to dziwnie spokojny.
- Wiadomo – podał mu pakunek. Młodszy podziękował i pamiętając, że nie może tracić czasu, chciał już wyjść z pomieszczenia, jednak powstrzymała go przed tym dłoń Heechula, która nagle zacisnęła się na jego nadgarstku. Drżąca, zimna dłoń zmusiła go do zmiany planów, przynajmniej na chwilkę. Obrócił się i spojrzał na Hee, który zasłonił oczy wolną ręką i po chwili przyciągnął dongsaenga do siebie, mocno go do siebie przytulając i wciąż nie przestając dygotać.
Hyuk poklepał go pocieszająco po plecach i odwzajemnił uścisk czując, że tamten potrzebuje właśnie takiego gestu z jego strony.
- Wszystko w porządku, hyung? – wyszeptał.
- Tak… teraz tak – odparł tamten, zaciskając dłonie na bluzie Hyukjae i biorąc głęboki wdech.
Dźwięk telefonu przerwał panującą między nimi ciszę. Heechul odsunął się od przyjaciela i uśmiechnął w charakterystyczny, nieco ironiczny sposób.
- Kaczy się najwyraźniej niepokoi, idź już – polecił, opierając się o ścianę i przymykając oczy.
Eunhyuk kiwnął głową i wyszedł, pomachawszy mu wcześniej na pożegnanie.
- Głupia małpo, dziękuję… – mruknął, kiedy odgłos krzątającego się rapera zupełnie zniknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz