piątek, 26 października 2012

8.



Rozbity jak pusta butelka soju.


Blade, mrugające światło telewizora padało na dwie ludzkie sylwetki. Jedna z nich leżała, oparta na kolanach drugiej i beznamiętnie gapiła się w wyświetlane na ekranie obrazy.
Obie chciały się odezwać, ale jakoś nie potrafiły znaleźć odpowiednich słów.
- Heechul… - spróbowała po jakimś czasie kobieta, jednak nie otrzymała od niego odpowiedzi. Mało tego, mężczyzna nie poruszył się nawet o milimetr, jakby celowo nie chcąc zareagować na dźwięk swojego imienia. – Heechul – powtórzyła, przykładając dłoń do jego zaczerwienionej twarzy.
Burknął coś pod nosem, usiłując skupić rozbiegany wzrok na twarzy siostry, co po tylu butelkach soju, ile niedawno opróżnił, było czynem niemalże niemożliwym.
- Myślałam, że mi powiesz, dlaczego postanowiłeś upić się prawie do nieprzytomności akurat w moim mieszkaniu, ale chyba już nie jesteś w stanie… - kobieta zmieniła taktykę. Teraz postanowiła go odrobinę podpuścić.
- Ale do kogo ty mówisz? – odezwał się w końcu młodszy, unosząc prawą dłoń i palcem wskazującym dotykając czubka swojego nosa – Że niby do mnie?
- A czy widzisz tu kogoś jeszcze, oprócz nas?
- A sklonowałaś się, noona, czy coś?
Kobieta zmarszczyła brwi. Nie rozumiała, co ten człowiek bredzi.
- Nie, jestem tu tylko ja. No i ty.
- A widzisz, czyli to mi się dwoi! Ciekawe, czy jak wypiję więcej, to się potroi… - Heechul podniósł się z kolan siostry i sięgnął po kolejną butelkę z alkoholem, jednak wcale w nią nie trafiając. – O, soju mi ucieka… - zauważył, machając dłonią w powietrzu – patrz, noona, jakie wredne to to. Ucieka, jak ja.
Mężczyzna niechcący strącił szkło, które potłukło się, spadając z dość wysokiego stolika.
- I ja to będę musiała sprzątać – Heejin omiotła pokój spojrzeniem i westchnęła, z powrotem skupiając się na swoim bracie, który tymczasem sturlał się z kanapy i na czworaka dotarł do pozostałości po butelce.
- Widzisz, ja też jestem taki roztrzaskany. I niczego już we mnie nie ma. I teraz nadaję się tylko do wyrzucenia.
Kobieta przykucnęła przy Hee.
- Noona, bo ty zaraz powiesz, że gadam głupoty, bla bla bla.
- Całe życie gadasz głupoty – wzruszyła ramionami.
Heechul zaśmiał się głupkowato i trącił potłuczone denko palcem. Po chwili poczuł znajome pieczenie; na opuszce wykwitła niewielka kropla krwi.
- Ale noona, potłuczonego człowieka nikt nie potrzebuje. Zniszczonego człowieka trzeba się pozbyć. – to mówiąc, cofnął się w stronę kanapy, na którą wdrapał się niezgrabnie, by chwilę potem zasnąć głębokim snem.
Heejin, zbierając odłamki i sprzątając dookoła, usiłowała zrozumieć, co brat próbował jej przekazać. Dlaczego uważał, że jest „roztrzaskany”? Czy stało się coś, co sprawiło, że wyglądał tak jak wtedy, gdy tchnięty jakimś irracjonalnym pomysłem pijanego idioty, próbował pozbawić się życia?
Co mogła zrobić, żeby się tego dowiedzieć i żeby mu pomóc?
Przecież zazwyczaj nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele…




Zaprogramowany na życie.


Miał wrażenie, że zachowuje się jak robot. Jak maszyna zaprojektowana do wykonywania swoich zadań, tylko że z bijącym sercem, które przysparzało mu jedynie bólu.
Wstawał, wychodził z domu, jechał do miejsca odbywania służby, tam spędzał kilka godzin na czynnościach, których potem nawet nie pamiętał, potem włóczył się po mieście, chodził pograć w LoLa, spotykał się ze znajomymi, rozdawał przyklejone uśmiechy. Czasami pozował do fotografii, raz po raz ulegając prośbom fanów.
A po powrocie rzucał się na łóżko, nie sprawdzając nawet, czy Heebum ma co jeść. I leżał tak dłuższą chwilę, zupełnie bez ruchu, oddychając bardzo powoli; tak, jakby nawet to było dla niego ciężarem.
Miał wrażenie, że zapętlił się w tej, tak zwanej „normalności”, która wbrew pozorom nie była jego normalnością.
Jedyne, czego był pewien to fakt, że musiał się z tej pętli jakoś wydostać. I jednocześnie nie opuszczało go poczucie, że tak się nie da.
Że wyrwać się może tylko w jeden sposób. Sposób, który przerażał go i pociągał jednocześnie. Był jak ciemna zasłona, która skrywała tajemnicę, którą jednak odkryje, kiedy przekroczy bezpieczną granicę.
Coraz częściej chciał ją przekroczyć i zerwać tę zasłonę. Nawet jeśli porażające światło, jakie się za nią znajduje, miałoby wypalić mu oczy.
Wszystko, byle tylko poczuć się wreszcie wolnym od własnego umysłu, który nie pozwalał mu normalnie funkcjonować…




Pozbawiony nawet przyjaźni ze słowami…


Wszystkie uczucia, które gromadziły się w jego sercu i stawały się jego dręczycielami, przelewał zazwyczaj w muzykę lub słowa, pozbywając się w ten sposób ich nadmiaru.
Pozwalał wyrazom mówić za niego; opowiadać historie, za którymi kryła się cząstka jego samego i która mieściła w sobie jego problemy, z których nie potrafił się nikomu zwierzyć.
Proces twórczy, który był dla niego jak magia, powodująca, że wszystko co złe, rozpływało się nagle, jakby dzięki czarodziejskiemu zaklęciu.
Ale te czary niedawno przestały działać. I wszystkie zmartwienia, nie potrafiąc odnaleźć ujścia, kładły się ciężarem na jego sercu.
Lecz mimo to siadał przy biurku, lub też na ulubionym, szerokim parapecie i popijając herbatę, przepełniony nadzieją czekał na coś, co sprawi, że ta blokada, która utworzyła się gdzieś w jego wnętrzu zniknie, po raz kolejny pozwalając słowom płynąć wartkim strumieniem. Czuł, że tylko w ten sposób mógłby spojrzeć na wszystko z dystansem i zrozumieć to, czego ostatnio pojąć nie potrafił. Własnych, splątanych myśli.
Ale czekał na próżno. Słowa również były przeciwko niemu. Tak jak cały świat, który udawał jednak, że mu na nim zależy; że usiłuje go zrozumieć. Jednak on wiedział, że to wszystko było jedynie ułudą. Że tak naprawdę, ten cień zainteresowania ze strony wszystkich wynika jedynie z chęci pozbycia się ewentualnych wyrzutów sumienia.
Ponieważ jedyne, co robili, to udawane współczucie, które nie wymagało większego wysiłku. Niektórzy posuwali się do kilku niezwykle mądrych, ale nikomu niepotrzebnych rad. I to wszystko.
A nie o to chodziło.
Dlaczego nikt, zamiast pytać, czy potrzebuje pomocy – na co on, wiedząc, że tak naprawdę nikt nie pragnie, by odpowiedział twierdząco, zaprzeczy z całą mocą – nie zapyta "jak mogę ci pomóc?" – Skoro i tak widzą, że tej pomocy potrzebuje…
Heechul wiedział, że niewielu byłoby stać na taki gest. I pomimo tego, że przed całym światem udawał, że wcale nie potrzebuje, by mu takie pytanie zadać, tak naprawdę gorąco go wyczekiwał.




bezwiednie…


Przed sobą miał nieduże, ale niezwykle głębokie pudełko, w które wpatrywał się od kilku minut zastanawiając się, czy jest sens w ogóle do niego zaglądać.
Kilka dni wcześniej otrzymał je od siostry, która oznajmiła, że w środku znajdują się wiadomości od fanów. Czyli jak zawsze prawdopodobnie znajdzie się tam sterta listów z mniej lub bardziej poetyckimi wyznaniami miłości, ewentualnie jakiś rysunek, wycinanka czy też inna forma artystycznej ekspresji.
Długimi, szczupłymi palcami przejechał po krawędziach przedmiotu i powoli uniósł wieczko. Wyciągnął z niego zawartość – całe naręcze różnokolorowych kopert, z jego imieniem na przedzie – czyli było dokładnie tak, jak się spodziewał.
Jednak jedna z nich różniła się od pozostałych. Choć może właściwiej byłoby powiedzieć, że to te pozostałe były inne od tej konkretnej.
Biała, zwyczajna koperta. Niby nic specjalnego, kilka identycznych leżało tuż obok.
Ale ta miała, poza jego imieniem, adres zwrotny. Mimo, iż była bez znaczka.
Heechul zastanawiał się przez chwilę, jaki też jest powód, dla którego ten adres tam widnieje. Po chwili uznał to jednak za pomyłkę i roztrzepanie fanki. I już miał odłożyć list na stertę pozostałych, kiedy nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
Usiadł przy biurku i wyciągnąwszy kartki, zaczął pisać, nucąc pod nosem jakąś rzewną melodię.




… podejmuje ryzyko, by tylko ulżyć cierpieniu swojej duszy. 


To takie dziwne uczucie, pisać do fanki, nawet nie przeczytawszy wcześniej tego, co napisała do mnie… Nie, nie przejmuję się tym specjalnie, po prostu uważam, że to trochę dziwne.
Tak jak to, że na kopercie znalazł się Twój adres… Zrobiłaś to odruchowo, przez pomyłkę czy może… specjalnie, licząc na łut szczęścia? W sumie, cokolwiek by to nie było – udało Ci się. W końcu właśnie Ci odpisuję. Powiedzmy.



Tak sobie myślę, że muszę być naprawdę głupi, albo zdesperowany… albo jedno i drugie, żeby robić coś tak idiotycznego, jak pisanie do jednej z fanek – nie bierz tego do siebie, ale spójrz – nie mam pojęcia, kim tak naprawdę jesteś ani jaka jesteś i czy przypadkiem po otrzymaniu tego listu nie pochwalisz się nim z całym światem i nie wyniknie z tego jakiś skandal. Jestem tego świadomy, a i tak to robię… to chyba dlatego, że aktualnie wszystko mi jedno. Jest mi to obojętne do tego stopnia, że zamierzam nawet napisać Ci coś, czego nie mówiłem dotąd nikomu, nawet najlepszym przyjaciołom. Nie wiem, dlaczego. Po prostu są takie sprawy, których nie mogę wyjawić nikomu z nich i już.
I nie liczę nawet na Twoje zrozumienie; robię to tylko i wyłącznie do siebie, żeby móc pozbyć się tego irytującego szumu w mojej głowie. 

A szumi mi wiele rzeczy. Tak wiele, że właściwie nie wiem, ile dokładnie ich jest. 
Wiesz, mam chorą matkę. Nie jakoś poważnie, ale jednak chorą. I świadomość, że nie mogę teraz przy niej być i nie jestem w stanie niczego zrobić, bardzo mnie boli. Bo ona zawsze była przy mnie, kiedy rozwaliłem sobie kolano, albo gdy leżałem z gorączką. A ja nie mogę. 
Wiem, że ona nie ma o to do mnie żalu, ani nic, ale jednak… trochę to smutne, nieprawdaż? (Nie wiem, dlaczego postawiłem tu znak zapytania, przecież nie podam Ci swojego adresu, na który mogłabyś wysłać odpowiedź…) 

I to był akurat fakt, który jestem w stanie pojąć. Mam na myśli to, że reszta… to wszystko to raczej strzępki uczuć, jakieś dziwne tęsknoty nie wiadomo, za czym, samotność i smutek. I nie mają początku ani końca, więc nie wiem, jak mógłbym się z tego wyplątać. I nie sądzę, by ktokolwiek mógł zrobić to za mnie. A najgorsze jest to, że nie mam ochoty tak żyć. Chcę zmiany. Drastycznej.
Może nawet ostatecznej… Ale brakuje mi chyba jeszcze odrobiny, ja wiem… szaleństwa? 

Jestem zbyt szalony, by normalnie funkcjonować, za mało jednak, by przerwać to wszystko na zawsze. I przez to jestem po środku. 
A tak jest najgorzej. Naprawdę najgorzej. 
Gdybym tylko mógł ruszyć się w którąś ze stron. Obojętnie w którą… 
Cóż, to by było chyba na tyle. Jeśli to przeczytałaś i zachowałaś dla siebie - dzięki, jeśli czyta to teraz cały świat, bo Ci głupio zaufałem – trudno. 
Niech Ci się dobrze żyje,
希 .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz