Czasem szuka także ciepła.
Łóżko było na tyle duże, by obaj mogli spokojnie się na nim ułożyć, nie przeszkadzając sobie nawzajem, ale także na tyle małe, by wyczuć miłą obecność drugiej osoby.
Trzydziestoletni mężczyzna ułożył się wygodnie, pozornie nie zwracając uwagi na swojego przyjaciela. Przymknął powieki i przez moment po prostu nasłuchiwał, wyłapując pojedyncze dźwięki.
Po chwili łóżko zatrzęsło się odrobinę pod wpływem gwałtownego nacisku kolejnych kilogramów.
W pomieszczeniu przez dłuższy czas panowała zupełna cisza; nie tykał nawet zegar.
„Wreszcie padły baterie, jak dobrze.”
Jedynie cichutki i miarowy oddech kogoś innego zdradzał, że oprócz niego samego w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze.
„Czyżbyś już zasnął, Donghae?” – pomyślał i obrócił się na drugi bok, powoli otwierając oczy i napotykając wpatrzone w niego ciemne tęczówki. Uśmiechnął się delikatnie.
- Bo się jeszcze we mnie zakochasz bez pamięci… - ostrzegł, nie szczędząc ironii.
- Mogłeś ostrzec, zanim zacząłem się gapić, wiesz? – rzucił niby z wyrzutem – Teraz nie ma już dla mnie ratunku – pociągnął nosem i przytulił się do poduszki, którą jeszcze chwilę wcześniej Heechul miał pod swoją głową.
- Głupek – pstryknął młodszego przyjaciela w czoło i korzystając z faktu, że tamten rozmasowuje sobie bolące miejsce, wyrwał mu swoją własność.
- Wiedziałem, że mnie nie kochasz… - ciągnął Hae, najwyraźniej doskonale się bawiąc i zachowując się, jakby w ogóle nie był zmęczony. Heechul widział jednak, że walczy ze znużeniem i opadającymi powiekami i nie rozumiał, dlaczego jego młodszy kolega zamierza kontynuować tę pozbawioną sensu paplaninę.
- Jak to nie kocham? Myślisz, że pozwoliłbym jakiemuś przypadkowemu mężczyźnie spać w swoim łóżku?- Donghae zaprzeczył i przetarł oczy. – Idź spać – nakazał, odwracając się od niego plecami.
- Dzisiaj nie śpię, dzisiaj opowiadam ci, co u nas słychać.
- U nas?
-No, u nas w zespole.
- Jak chcesz, ja zamierzam zaraz zasnąć – starszy udawał, że jest obojętny na słowa dongsaenga. W rzeczywistości pragnął dowiedzieć się, co zmieniło się, odkąd ostatni raz sprawdzał, jak sobie radzą.
I słuchał. Przez całą, spokojną noc słuchał niskiego głosu, przedstawiającą mu wszystkie wydarzenia kilku ubiegłych tygodni.
Przerwał mu tylko raz. Wysłuchawszy o wszystkich trudnościach, z jakimi zmagali się pozostali, o dręczących ich problemach, o niepewności, jaką niosła im najbliższa przyszłość… poczuł się tak beznadziejny ze swoim dziwnym nastrojem, z wyolbrzymianiem każdej głupoty, że nie mógł tego znieść. To nie on powinien być teraz zatroskany i smutny… nie, kiedy wszyscy inni mają ku temu lepsze powody a i tak tryskają optymizmem.
To nie tak powinno wyglądać.
- Donghae…?
- Tak?
- Chyba muszę wziąć się w garść.
Chcąc uwolnić się od duchowych dręczycieli.
Codzienne wstawanie z łóżka wciąż wiązało się z ogromnym wysiłkiem, jednak za każdym razem przypominał sobie historie opowiadane tamtej nocy przez Donghae i to właśnie one powodowały, że chciał starać się bardziej. Chciał pokazać, że chociaż w pewien sposób od nich oddzielony, wciąż jest częścią grupy facetów, którzy są naprawdę silni; których słabości i niepowodzenia są po prostu kolejną z dróg samodoskonalenia.
Wychodził z dormu, nucąc pod nosem wesołe piosenki i z całych sił wmawiając sobie, że tego dnia wszystko pójdzie po jego myśli i że wcale nie jest tak źle, jak mu się wydawało.
Uczył się ignorować ciemne zakamarki swojego serca.
Próbując zwyczajnie dobrze się bawić.
Propozycja wyjazdu do Busan, w sobotni poranek niemal poderwała go na nogi. Tym bardziej, że wyszedł z nią jego kuzyn, który zazwyczaj kontaktował się z nim, gdy planował dobrze się zabawić. A nie mogło być dobrej zabawy bez Kim Heechula. Nawet jeśli to był nieco przygaszony Kim Heechul. Ale przecież jego kuzyn potrafił rozruszać nawet tych, którzy wcześniej wcale nie mieli chęci na imprezowanie, więc na pewno rozrusza też jego. Na pewno.
W pośpiechu spakował najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedł na ulicę tak, jak stał, w piżamie. Jak szaleć to szaleć. Może i wyglądał idiotycznie, w tych śmiesznych spodenkach i bluzce w dziwne roboty, ale kogo to obchodziło? Jechał do Busan, odpoczywać, a nie do Mediolanu na pokaz mody.
Myślał, że być może odnalazł spokój.
Już dawno nie czuł się tak lekko. Mógł skakać, biegać i drzeć się w niebogłosy, wylewając alkohol na podłogę i jeść chipsy pełnymi garściami, nie martwiąc się zupełnie o nic.
- Heechul-ah! Piwo się skończyło! – zawołał jego kuzyn z drugiego końca pokoju, machając pustą puszką i śmiejąc się bez sensu.
- Moje jeszcze nie! – odkrzyknął i na dowód tego pociągnął ogromny łyk, po czym niemal zatoczył się do telewizora i odszukał leżący nieopodal mikrofon. – Ej, pośpiewajmy sobie!
- Głupku, nie ma piwa!
- To po nie idź!
- Ty jesteś chyba mniej nietrzeźwy – ocenił kuzyn, łypiąc na niego jednym okiem – Chyba, że się mylę i serio oprócz mnie i ciebie jest tu jeszcze jeden ty…
Heechul zaśmiał się gardłowo i wręczył mikrofon towarzyszowi zabawy.
- Zaraz wracam. Tylko nie jedz moich chipsów!
- Podpisałeś je, że mówisz, że są twoje?! – kuzyn podniósł głos.
- Polizałem każdego chipsa z jednej strony – odparł, mocując się z założeniem butów i spoglądając, jak jego kuzyn pochyla się nad stołem.
- Faktycznie… śmierdzą jak twoja gęba.
- Sam śmierdzisz – odgryzł się idol i jakimś cudem wydostał się na zewnątrz.
Chłodnawe, wieczorne powietrze sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej zamroczony. Miał jednak do wykonania ważną misję, więc wyprostował się i ruszył w głąb ulicy, chwiejąc się tylko odrobinkę.
- Głupi mózgu, a spróbuj tylko mi wyskoczyć z jakimiś głupimi myślami, to pożałujesz – wygrażał się sam sobie pod nosem.
Że zły czas stał się jedynie gorzkim wspomnieniem.
Od tamtego dnia wszystkie kolejne wypełnione były spotkaniami. I już prawie w ogóle nie przebywał nigdzie w samotności; zawsze towarzyszył mu jeszcze ktoś, kto wymagał poświęcenia mu uwagi.
Mężczyzna był zadowolony z takiego obrotu spraw, gdyż wszystko wydawało się iść gładko i czas płynął mu tak szybko, że nie miał nawet ochoty zajmować się myśleniem o sobie, a jeśli już, poświęcał się zajmowaniu raczej swoim ciałem niż duszą.
Zabiegany, głośny i żywy jak zazwyczaj nie zauważył, że tak naprawdę wszystkie te spotkania i tygodnie spędzone na przysłowiowym „korzystaniu z życia” były tylko kolejną z ucieczek, jaką nieświadomie podjął, a która wydawała się jednak być ucieczką skuteczną.
Że znów pełen sił i odwagi zmierzy się ze zwyczajnością.
Zapragnął pojechać do domu mimo, iż był tam jeszcze niedawno.
Ale po prostu musiał tam pojechać. Do miejsca, z którego pochodził, w którym wciąż mieszkali jego rodzice. Chciał im pokazać, że o nich myśli – oczywiście, równie dobrze mógł do nich zadzwonić, ale przecież nic nie zastąpi spotkania twarzą w twarz.
Dzień przed wyjazdem, tuż po wyjściu z miejsca odbywania służby, ochoczo wybrał się po prezenty dla rodziców. Długie godziny spędzał na zastanawianiu się, która sukienka bardziej spodoba się jego mamie i czy tata zechce zamienić swój ulubiony, ale mocno przechodzony garnitur na nowy.
Jak się później okazało, nie tylko on postanowił w tych dniach zażyć rodzinnego ciepła – jego starsza siostra też tam była. Heechul cieszył się z takiego obrotu spraw, ale był jednocześnie nieco zaniepokojony obecnością Heejin w domu.
- Noona – zapytał ją, kiedy w ciepłą, sierpniową noc, siedząc na ganku, pochłaniali kolejne kawałki arbuza – nie mówiłaś ostatnio, że szukasz nowych pracowników i nie możesz się wyrwać z Seulu nawet na moment? – zmarszczył brwi widząc, że jego siostra, mimo iż nie przełknęła jeszcze poprzedniego kęsa, wgryza się w soczysty miąższ.
Zbierała myśli. A więc było coś, co ją zaniepokoiło…
- Noona, powiedz mi. Co się stało, że tu jesteś…?
- Nic takiego, Heechul-ah – odparła w końcu. – Mama ostatnio nie czuła się za dobrze, więc postanowiłam jej pomóc… ale to nic takiego, serio.
- Mama… źle się czuła… i według ciebie to nic takiego? – mężczyzna spiorunował kobietę wzrokiem, żądając odpowiedzi, chcąc, by powiedziała mu wszystko, co wie na ten temat.
- Daj spokój, to pewnie przez te upały… a mama nie ma już dwudziestu lat – Heejin wypowiadała kolejne zdania, w ogóle nie spoglądając na brata – teraz tak będzie coraz częściej…
- Mama jest jeszcze młoda – zaprzeczył stanowczo – musisz coś przede mną ukrywać.
- Dochodzisz do dziwnych wniosków. Jesteś jakiś przewrażliwiony ostatnio – kobieta podniosła się z miejsca i zabrała talerze z pozostałościami po skonsumowanym owocu – nic jej nie jest – powtórzyła, zanim zniknęła w głębi domu i zostawiła Heechula sam na sam z nocnym niebem, w które wpatrywał się jeszcze przez długi czas, myśląc o wszystkim tym, co usłyszał od siostry i co sam zdążył zaobserwować.
- Heechullie, synku, chodź do środka, zmarzniesz… - ciepły, nieco chropowaty, kobiecy głos wydobył się po jakimś czasie z ciemności.
- Śpi? – dołączył do niego głęboki, męski.
- Tak… - odpowiedziała kobieta – przynieś jakiś koc, to go przykryję. Niech tu sobie śpi, musiał się bardzo martwić, że tak się tu zasiedział…
- Jak wtedy, kiedy był mały – przytaknął jego ojciec i poszedł szukać koca.
Tymczasem mężczyzna wcale nie spał, postanowił się jednak z tym nie zdradzać. Bardzo mocno chciał, żeby matczyne ręce, jak to miały w zwyczaju, znów odsłoniły kosmyki z jego czoła i by spoczął na nich delikatny pocałunek na dobranoc.
Nie musiał długo czekać na ten gest.
- Aigoo, mój Heechullie… - matka wierzchem dłoni pogładziła jego policzek – jesteś taki zmęczony ostatnio i taki zatroskany… jak mogłabym dokładać ci jeszcze więcej smutków, skoro masz tam u siebie ciężki czas…? – przykryła go kocem i ucałowała.
Nie wiedziała, że gdy zasunęła za sobą drzwi, w bladym świetle księżyca zabłyszczała pojedyncza łza.
Wow jestem pod wrażeniem. Zwłaszcza paru ostatnich zdań, no no na prawdę nieźle nieźle xD aigoo ooo <3 jego mama jest taka miłaa i tata teeeż :D kurde pisz pisz bo naczytać się nie moge ;P weeeny! ^^
OdpowiedzUsuń